Który zespół po sobotnich derbach mógł odczuwać większy niedosyt? O dziwo... goście, którzy nic sobie nie robiąc z wyraźnej dysproporcji w tabeli na rzecz Spójni, postawili jej poprzeczkę wysoko. A gdyby zliczyć bramkowe okazje, to te częściej stwarzali właśnie piłkarze z Czańca. Ta bodaj najlepsza to minuta 15. i „wjazd” w pole karne z bocznego sektora boiska Samuela Colika z niedostatecznym wykończeniem.

– Zaprezentowaliśmy się słabiej. To rywal był dziś konkretniejszy. Nam brakowało strzałów, dobrych podań, wszystko było spóźnione. Nie możemy być więc zadowoleni. Chcemy grać ładniej dla oka w tej rundzie, ale nie zawsze idą na razie za tym sytuacje stwarzane. Trudniej przedostać się nam za plecy rywala, gdy prowadzimy grę – konstatuje Mateusz Wrana, szkoleniowiec zespołu z Landeka.

Miejscowi w istocie nie doczekali się podczas 90. minut żadnej „setki”, bo za takowe trudno uznać uderzenia z dalszej odległości, m.in. to najciekawsze, acz chybione Wiktora Piejaka z 70. minuty. Również w tej odsłonie meczu więcej pracy miał Kacper Dana, choć naprawdę poważnego zagrożenia drużyna wyżej notowana w stawce uniknęła. Wysiłków gości z Czańca nie zniweczyła zarazem „cegła”, którą za nadmiar kartek żółtych obejrzał na finiszu Jakub Knapek.