Bezdyskusyjnym jest fakt, iż Kolumbijczyk Juan Pablo Alvarez Munera został w 90. minucie nieprzepisowy zatrzymany w polu karnym, a na „wapno” arbiter główny Piotr Katana wskazał jak najbardziej słusznie. Kontrowersje wywołało jednak to, co wydarzyło się kilkanaście sekund wcześniej, zanim piłkarze LKS-u '99 wyprowadzili wspomniany kontratak.

W pobliże „świątyni” gospodarzy szarżował napastnik ekipy z Zebrzydowic Tomasz Śleziona i gdy będąc w okolicy 20. metra już miał odgrywać piłkę do ustawionego na dogodnej pozycji Karola Janiszewskiego, został powalony na murawę. Ku zdumieniu – dodajmy obustronnemu – arbiter postanowił grę... kontynuować. – Faul widział każdy, ale nie sędzia, który postanowił być tego dnia najważniejszy. Nie robi się czegoś takiego. Wynik 0:0 żadnej z drużyn nie skrzywdziłby, a tak mecz bez większej stawki zakończył się z olbrzymim niesmakiem i niepotrzebnymi nerwami – wyjaśnia trener Spójni Grzegorz Sodzawiczny.

Upust negatywnym emocjom dał Śleziona, który wdał się w „pyskówkę” z arbitrem, za co został jeszcze przed końcem meczu wyrzucony z „cegłą” na koncie. – Obiektywnie trzeba przyznać, że sędzia spisał się bardzo, ale to bardzo słabiutko, popełniając błędy w obie strony, bo przeciwnik też raz domagał się rzutu karnego. Najbardziej szokuje i smuci mnie to, że po meczu arbiter nawet słowem nie wytłumaczył swoich fatalnych decyzji – dodaje szkoleniowiec pokonanych w czwartek zebrzydowiczan, dopowiadając zarazem, że derby w Pruchnej najogólniej rzecz ujmując nie stały na najwyższym poziomie.