
Dramaturgii co nie miara
Pierwszorzędne widowisko stworzyli wczoraj piłkarze rezerw Rekordu i Kuźni Ustroń. Młodzi "rekordziści", choć zajmują ostatnią lokatę w ligowej tabeli, to byli bardzo wymagającym przeciwnikiem dla wyżej notowanego rywala.
Po początkowym fragmencie, w którym obie ekipy "badały" swój potencjał nadszedł czas na wymierzenie pierwszego "ciosu". Jako pierwsi z bramkowego łupu cieszyli się ustronianie po celnej "główce" Samuela Addo. Chwilę później doszło do wydarzenia, które miało wpływ na przebieg spotkania, ale... nie aż tak duży, jak mogło się wydawać. Czerwoną kartką ukarany został Paweł Florek za nieprzepisową interwencję za polem karnym. Czy "rekordziści" ruszyli do odrabiania strat?
Tak, ale nie od razu. W 51. minucie na 2:0 dla Kuźni trafił Kamil Szlufarski, który sfinalizował prostopadłe dogranie od swojego kolegi z drużyny. Dopiero to wydarzenie spowodowało ożywienie w grze bielszczan. Na efekty przyszło czekać kibicom do 80. minuty. To wówczas Tymon Sobek zdobył bramkę kontaktową po dośrodkowaniu z kornera przez Mateusza Tekieliego. Ten sam zawodnik asystował 60. sekund później przy golu Szymona Młocka - było już 2:2. Biało-zieloni nie poszli po trzecie trafienie - wręcz przeciwnie. Gospodarzy z punktowych nadziei odarł Mykola Bui, który wykazał się przepiękną bramką z rzutu wolnego i to Kuźnia cieszyła się z kolejnej wygranej.
- Chciałem widzieć i zobaczyłem drużynę, która walczy do końca, która po straconej bramce bierze piłkę pod pachę i biegnie z nią na środek boiska, nawet po tym trzecim straconym golu, który większości podciąłby już ostatecznie skrzydła. Wróciliśmy z wyniku 0:2, strzeliliśmy dwa gole, było wiele pozytywów. Niestety, mecz finalnie przegraliśmy, ale od strony wolicjonalnej taką drużynę rezerw Rekordu chcę oglądać i prowadzić. Na takiej postawie i podstawie możemy budować. Dziękuję drużynie za walkę do końca - przyznał na łamach klubowej strony Szymon Niemczyk, trener Rekordu II.