Wiślanie lepiej prezentowali się w pierwszej części meczu od ponownie osłabionego kadrowo zespołu z Goleszowa. Przypieczętowali to golem Szymona Płoszaja, który jak się okazało całkowicie słusznie zdecydował się na strzał z odległości ponad 20-metrowej. Gospodarze dochodzili również do innych pozycji strzeleckich, m.in. Płoszaj przegrał pojedynek z Dawidem Kotwicą, niebawem snajper WSS uderzył w słupek po rzucie wolnym, z kolei z najbliższej odległości przestrzelił Mateusz Tomala. Goleszowianie de facto raz poważnie sprawdzili czujność Przemysława Szalbota, który poradził sobie ze strzałem Filipa Szturca.

Kiedy w 50. minucie Marcin Mazurek, w następstwie rzutu rożnego, przytomnie uderzył wprost do siatki gości, sukces podopiecznych Tomasza Wuwera wydawał się oczywisty. – Nasza gra niestety „siadła”. Straciliśmy koncentrację i sami dla siebie byliśmy zagrożeniem, doprowadzając do groźnych stałych fragmentów przeciwnika pod naszą bramką – opisuje szkoleniowiec wiślan, którzy istotnie kontrolę nad meczem na rzecz ambitnie walczących goleszowian utracili.

W 62. minucie sfaulowany w obrębie „16” został Dawid Szpak, a okazji na kontaktowego gola nie zaniechał Daniel Sikora. Ten sam zawodnik niemal dokładnie kwadrans później wyrósł na bohatera LKS-u, mierząc nie do obrony z rzutu wolnego. Miejscowych to podrażniło na tyle, że zdołali wyszarpać wygraną. Niezawodny Płoszaj nieomylnie uderzył z „wapna”, feralny w skutkach stał się tym samym faul Marka Nogłego na Szymonie Woźniczce.