Jakiekolwiek rozbudowane opisy odnośnie tego, co w niedzielny wieczór wydarzyło się w Bestwince nie są wcale konieczne. Wystarczy zwrócić uwagę na sam fakt, że dokładnie po 32. minutach ligowej rywalizacji gospodarzy z piłkarzami LKS-u Wisła Wielka wynik z perspektywy tych pierwszych był druzgocący. Mateusz Gołek Michał Ploch zadbali o to, że goście „odjechali” podopiecznym trenera Tomasza Duleby na okazałe 4:0.

Nieco jednak temat rozwijając – przetrzebiona kadrowo ekipa z Bestwinki prezentowała się w premierowych 45. minutach meczu słabo, jednocześnie rozdźwięk w ilości bramkowych łupów nie był następstwem aż tak potężnej przewagi przyjezdnych. – Przeciwnik, grający w pierwszej części „z wiatrem”, dochodził do sytuacji prostymi środkami, a więc długimi zagraniami na szybkich zawodników. Widoczna była także w jego poczynaniach większa agresja, nie mówiąc już o zabójczej wręcz skuteczności – komentuje szkoleniowiec KS Bestwinka.
 



O niebo lepsza z punktu widzenia miejscowych była odsłona rewanżowa, w której z trójką defensorów w boiskowym ustawieniu częściej operowali piłką. Stworzyli sobie również kilka niezłych szans, by rezultat skorygować. Pod bramką LKS-u „kotłowało się” przy rzutach rożnych, a czujność golkipera strzałem z rzutu wolnego sprawdził Maciej Skęczek. Ukontentowani piłkarze z Wisły Wielkiej tempa nie forsowali, sytuację natomiast wyborną, by podwyższyć skalę zwycięstwa mieli. I to jaką – w 82. minucie Amadeusz Golik popisał się kunsztem bramkarskim przy uderzeniu „z wapna”... golkipera Pawła Skorupki.

Inauguracja, prócz sporego rozczarowania, nieść musi jednocześnie nadzieję, że w kolejnych meczach zespół z Bestwinki konkurentom stawi większy opór. – Dalej trzeba ciężko pracować, bo wierzę, że z tego, co się stało wyciągniemy jako zespół odpowiednie wnioski – podsumowuje Duleba.