Gospodarze świadomi ofensywnej mocy wiślan nie poszli na wymianę ciosów. Grali na tyle mądrze, że sporo atutów przeciwnika zdołali zniwelować, sami odgryzali się w sposób dobrze rokujący dla losów meczu. W pierwszej połowie Spójnia trzykrotnie poważnie zweryfikowała możliwości Andrzeja Nowakowskiego. Ten bez zarzutu poradził sobie ze strzałami Pawła Orszulika, Szymona Miłka po stałym fragmencie i wychodzącego „oko w oko” z golkiperem gości Krystiana Stracha. Podopieczni Tomasza Wuwera też mogli fetować gola. Szymon Płoszaj w ostatniej chwili został przez obrońców Spójni przyblokowany, na Dariusza Ruckiego sposób znalazł Patryk Mika, podobnie uczynił broniąc strzał Bartłomieja Ruckiego z rzutu wolnego.

Druga część rozpoczęła się od mocnego uderzenia zebrzydowiczan. Indywidualną szarżę w 50. minucie przeprowadził Tomasz Śleziona, a mocny strzał napastnika „odczarował świątynię” wiślan. Skupili się wówczas gospodarze na obronie prowadzenia i swego dopięli, ponownie neutralizując najważniejsze atuty przyjezdnych. Mniej widoczny był Płoszaj, w końcówce zaś przytomności umysłu zabrakło Dariuszowi Juroszkowi, który niepotrzebnie wdał się w drybling zamiast usiłować pokonać solidnego dziś bramkarza Spójni.