I jakkolwiek cynicznie to brzmi - podobnie mam z Mundialem w Katarze. Dla wielu ludzi piłka nożna jest jak prąd czy woda i ja - stety lub niestety - do tej grupy się zaliczam. Brzydzę się tym, w jakich okolicznościach przyznana została najważniejsza piłkarska impreza na świecie. Na obecne Mistrzostwa Świata poszedł niespotykany nigdy wcześniej budżet - 220 miliardów dolarów. Co ciekawe łączny koszt poprzednich Mundiali w latach 1994 – 2018 to 44-45 miliardów dolarów. W 2021 r. brytyjski "Guardian" oszacował, że przy budowie stadionów, hoteli, itd. zmarło w Katarze nawet 6,5 tys. osób. W większości byli to imigranci z biednych rejonów Afryki i Azji. Wynajęci kibice, brak praw dla mniejszości, dziennikarze, którzy są restrykcyjnie kontrolowani, włączając w to liczne zakazy filmowania w wielu miejscach - to wszystko sprawia, że nie ekscytuje mnie ten Mundial, jak poprzedni... 

 

Uroku całemu kuriozum o tytule "Mundial w Katarze" dodała wypowiedź szefa FIFA Gianni Infantino. - Dziś czuję się Katarczykiem. Dziś czuję się Arabem. Dziś czuję się Afrykaninem. Dziś czuję się gejem. Dziś czuję się niepełnosprawny. Dziś czuję się robotnikiem-emigrantem„. Szybko jednak dodał kontekst do całej wypowiedzi: „Oczywiście nie jestem Katarczykiem, nie jestem Arabem, nie jestem Afrykaninem, nie jestem gejem, nie jestem niepełnosprawny, nie jestem też robotnikiem. Czuję się jednak jak oni, ponieważ wiem, co to znaczy być dyskryminowanym. Jako dziecko byłem prześladowany w szkole, ponieważ miałem rude włosy i piegi, a dodatkowo byłem cudzoziemcem, pochodziłem z Włoch. Europejczycy powinni przeprosić za to, co zrobili przez ostatnie 3000 lat, zanim będą udzielać moralnych lekcji innym

 

 

Nie bez powodu w tytule dałem “ALE”. Te wszelkie straszne rzeczy, o których wspomniałem nie spowodowały, że ogłoszę się jedynym sprawiedliwym, który będzie bojkotować mistrzostwa. Zdaję sobie sprawę ze skali okropieństwa Katarczyków, ale jednak mecze będę oglądać. Tak samo, jak niestety chodzę w ubraniach szytych przez biedne dzieci w Bangladeszu czy korzystam z telefonu produkowanego przez wyzyskiwanych pracowników w Chinach.

 

Jak już jesteśmy przy Chinach - pamiętacie rok 2008? Ja średnio, miałem wówczas 11 lat, ale natłok informacji wówczas nie pozwolił nawet takiemu gówniarzowi przejść obojętnie wobec organizacji Igrzysk Olimpijskich w Pekinie. To wtedy wielcy tego świata, bodaj po raz pierwszy, pokazali, że nawet kraje łamiący prawa człowieka mają wiele do powiedzenia. Na nic było setki zmarłych Tybetańczyków - ogień olimpu zapłonął, świat wyraził swój sprzeciw, po czym znów zaczął zaglądać w ekran swoich urządzeń elektrycznych - najczęściej wyprodukowanych w Chinach.

 

I teraz też jedyne co mogę, to wyrazić swój sprzeciw i swoje obrzydzenie. Wszelkie inne formy rozdzierania szat pachniałyby hipokryzją.