Felieton: "Łubu dubu, łubu dubu, niech nam żyje..."
Człowiek tak żyje z dnia na dzień i czasem ważne momenty przechodzą przez "palce". Tu przeoczy rocznicę z żoną, tam imieniny szefa, a jeszcze indziej zapomni o czyichś urodzinach. Tym razem jednak opinia publiczna dokonała znacznie czegoś gorszego. Po cichutku, wręcz niepostrzeżenie, Bogdan Kłys stał się najdłużej, nieprzerwanie, pracującym prezesem Podbeskidzia w XXI wieku, a większym stażem - ogółem - może pochwalić się jedynie Marian Antonik.
Tak, tak - dokładnie 19 grudnia 2018 roku Bogdan Kłys rozpoczął prezesurę w Podbeskidziu. Dla porównania kadencja Janusza Okrzesika, tak uwielbianego do dziś przez sympatyków Górali, trwała niespełna 3 lata. Charyzmatycznego Wojciecha Boreckiego również. Jerzy Wolas, Marek Glogaza? Ci także nie mają "podjazdu" do stażu Kłysa. I na nic tu słowa specjalistów od HR-u, którzy mówią: - Uogólniając, zarówno dla pracodawców, jak i pracowników 3-4 lata, to najlepszy okres współpracy.
Ponad 4 lata. Kawał czasu. Jak to w życiu, były wzloty i upadki. Pierwszą decyzją, z gatunku tych odważnych, było zwolnienie dyrektora sportowego, Andrzeja Rybarskiego. Potem był świetny sezon 2019/2020: 2. miejsce w ligowej tabeli i ponowny, upragniony awans do ekstraklasy. Wydawało się, że Górale na dłużej zagoszczą w najwyższej klasie rozgrywkowej. Wszak w kolejnym sezonie spadała tylko 1 drużyna, a sam Kłys mówił: - W Bielsku-Białej ekstraklasa powinna być przez wiele lat. Może na zawsze... Pech chciał, że to było właśnie Podbeskidzie...
- Podchodzę do spadku, jak do mojej osobistej porażki. Najprościej byłoby się poddać i zrezygnować. Przychodząc do piłki przed 2,5 roku jako "laik" musiałem to środowisko dopiero poznać. Wiele się nauczyłem, a pracy na rzecz Podbeskidzia oddałem całe serce. Ja nie trzymam się kurczowo stanowiska prezesa, ale wiele dla klubu zostało zrobione i ludzie to doceniają - mówił Kłys w rozmowie z naszym portalem.
Po powrocie do I ligi "głowa" prezesa Podbeskidzia jednak nie spadła. Kłys pozostał na stanowisku, a opinii publicznej został przedstawiony plan, który zakładał awans Górali do ekstraklasy najpóźniej w sezonie 2023/2024. Misję prowadzenia zespołu po spadku powierzono Piotrowi Jawnemu i Marcinowi Dymkowskiemu (pamiętacie?). Eksperyment ten zupełnie nie wypalił. Tymczasowo sezon 2021/2022 dokończył Mirosław Smyła, aby później powierzyć mu funkcję trenera "na stałe". Znów jednak nie wszystko zagrało, jak powinno i nowym szkoleniowcem został Dariusz Żuraw.
Niby plan jest 3-letni, ale... nie do końca. Najbliższe pół roku będzie kluczowe dla Podbeskidzia i samego Kłysa. - Będziemy walczyć o Ekstraklasę - czy to bezpośrednio, czy też poprzez baraże. ŁKS trochę „odjechał”, ale runda jest długa, zostało jeszcze 16 spotkań i dużo punktów do zdobycia. Liga jest bardzo wyrównana. Wiosna da odpowiedź na pytanie, które zespoły będą się liczyć w walce o Ekstraklasę - mówił Kłys w rozmowie ze "Sportem". Jest to pokłosie nacisku "z góry". Twitterowy profil “To My Górale” zacytował słowa szefa rady nadzorczej Podbeskidzia Piotra Kuci: - Nie ma już żadnego marginesu błędu. Jeśli w tym sezonie nie będzie baraży, to ten projekt zostanie zakończony, a klub czeka trzęsienie. Po sezonie wygasają kontrakty sporej grupy piłkarzy, dyrektora sportowego, ale również prezesa.
Obecne miesiące będą więc najtrudniejsze dla prezesa Podbeskidzia w trakcie całej kadencji. Niczym w ruletce, przyszłość klubu postawiona została all in. Sytuacja klubu PR-owa i finansowa jest fatalna, ale jeśli uda się Góralom dostać do baraży, albo awansować do ekstraklasy, to jakoś to przejdzie wszystko bokiem. Jeśli natomiast nie, o projekcie Podbeskidzia będzie można przytoczyć słowa wieszcza, nieco zapomnianego z epoki romantyzmu, Cypriana Kamila Norwida: - Jękły głuche kamienie. Ideał sięgnął bruku.