
Festiwal nieskuteczności
Po kilku minutach meczu w Dankowicach można było odnieść wrażenie, że gospodarze urządzą sobie strzelaninę kosztem jednego z outsiderów w stawce „okręgówki”.
Już po kilkunastu sekundach przed szansą na gola stanął Jakub Ogiegło, ale jego uderzenie było niecelne. Za moment taki sam efekt przyniósł strzał Błażeja Cięciela z bliskiej odległości. 8. minuta to z kolei sytuacja Dawida Kupczaka „oko w oko” z bramkarzem ekipy ze Studzionki i dobra też jego parada. Napór Pasjonata nie ustawał. Główka Cięciela minęła nieznacznie cel, również Adrian Herok mierzący z dystansu drogi do „świątyni” nie znalazł. – A to tylko te najbardziej klarowne nasze okazje przy wielu próbach strzałów i całej masie rzutów rożnych – opowiada Artur Bieroński, szkoleniowiec Pasjonata.
Po zmianie stron nie oczekiwano niczego innego, jak rozwiązania worka z bramkami. Szokiem więc było to, co nastąpiło w 61. minucie. Defensywa zespołu z Dankowic popełniła błąd w ustawieniu, w kluczowym momencie wypadu gości Dominik Kraus poślizgnął się, co umożliwiło gościom zdobycie sensacyjnego w niniejszych okolicznościach gola. Co działo się na murawie od tego momentu? Dankowiczanie atakowali i... wciąż bili głową w mur. Marcin Herman uderzył obok słupka, z próbą Kacpra Hreśki poradził sobie golkiper LKS-u, a i poprawka Hermana oczekiwanego trafienia Pasjonatowi nie zapewniła. Tak też pozostało do końcowego gwizdka sędziego.
– To smutny dzień i nie pozostaje nic innego, jak spuścić głowę. Na dostarczanie punktów takim rywalom – nikomu niczego nie ujmując przy tak dużych pokładach determinacji – nie ma żadnego wytłumaczenia – dopowiada trener pokonanych.