W takim samym zestawie drużyn rozstrzygnięty został finał w roku ubiegłym. Wówczas jednak Beskid na meczu się nie stawił z racji kadrowych perturbacji, a Tempo trofeum zgarnęło bez konieczności gry. Zdarzenie to wzbudziło mnóstwo emocji. Podobnie ligowa konfrontacja tej jesieni, gdy skoczowianie bardzo długo prowadzili 2:0, by w końcówce dać sobie wydrzeć wszystkie punkty.

Dla Beskidu dzisiejszy mecz był wobec powyższego okazją do rewanżu, z której goście zamierzali skorzystać Zanim kibice na dobre wczuli się w atmosferę potyczki podopieczni Bartosza Woźniaka mieli w zapasie 2 gole. W 2. minucie Krystian Dudajek dograł do Jakuba Krucka, podania przeciąć nie zdołał Michał Pszczółka, a strzał „podcinką” napastnika Beskidu zakończył lot w siatce, pomimo ofiarnej interwencji Jakuba Węglorza. Sytuacja z 12. minuty nie zapowiadała się równie niebezpiecznie dla Tempa. Piłkę z rzutu rożnego dośrodkował Michał Szczyrba, wyekspediować usiłował ją Arkadiusz Szlajss, lecz uczynił to tak niefortunnie, że Wojciech Maciejowski powtórnie sięgać musiał „za kołnierz”. – Graliśmy naprawdę dobry mecz, a wynik korzystny dla nas nie wziął się z przypadku – przyznaje szkoleniowiec ekipy spod Kaplicówki.

Gospodarzy ciosy nie załamały. Ale trudno, aby było inaczej, skoro ma się w swoich szeregach takiego zawodnika, jak Rafał Adamek. W 31. minucie najlepszy snajper Tempa wpisał się na listę strzelców, wieńcząc głową asystę rehabilitującego się Szlajssa. Prowadzenie skoczowskiej drużyny, przy którym oba zespoły udały się do szatni, było jednakże zasłużone. Dość wspomnieć, że w 45. minucie bliski szczęścia był obijający słupek Cezary Ferfecki. – Źle się przesuwaliśmy, nie notowaliśmy odpowiedniej ilości odbiorów i narażaliśmy się na kontry przeciwnika – zauważa trener Tempa.
 


Tuż po zmianie stron emocje rozgorzały na nowo. W 47. minucie J. Krucek znalazł się sam przed Maciejowskim, co też było konsekwencją zderzenia się obrońców miejscowego zespołu. I tym razem efekt finalny to trafienie dla Beskidu, wywołujące... mobilizację w szeregach lidera „okręgówki”. O natychmiastową odpowiedź zadbał nie kto inny, jak Adamek, który w 49. minucie umiejętnie rozegrał akcję do spółki z Jakubem Legierskim. Krótko po upływie godziny rywalizacji doszło do całkowitego zwrotu sytuacji, choć wcześniej słupek „świątyni” gospodarzy ostemplował Damian Szczęsny. W 64. minucie wrzut z autu Szlajssa „przegłówkował” Adamek, a na dalszym słupku z finalizacją czyhał Dawid Okraska. Gdy nadeszła minuta 67. puńcowianie zdobyli prowadzenie. Szarża Michała Tobiasza w bocznym sektorze boiska zakończona została zgraniem Tomasza Olszara, a nade wszystko skutecznym wykończeniem Mikołaja Tobiasza.

Przy stanie 4:3 skoczowianie bezowocnie próbowali wyrównać. Szczęście dopisywało im natomiast przy szybkich wypadach Adamka. Jedno z nich zakończyło się starciem w „16”, przy którym gwizdek sędziego Sebastiana Buchty milczał. Gdy domowy skalp Tempa wydawał się przesądzony w doliczonym czasie gry na strzał z dystansu zdecydował się Arkadiusz Trybulec, a futbolówka po rykoszecie zatrzepotała „w sieci”. Tak to emocje zostały przedłużone do serii rzutów karnych. W niej błyskawicznie puńcowianie „odjechali” rywalowi na 2:0, gdy intencje Marcina Jaworzyna i Jakuba Małkowskiego wyczuł Maciejowski. Na nic zdały się parady Konrada Krucka, który wyłapał uderzenia Mic. Tobiasza i Okraski, bo golkiper Tempa zatrzymał jeszcze strzał Ferfeckiego, po czym kapitan Olszar wprawił miejscowych w całkowicie zrozumiałą euforię.