sportowebeskidy.pl: - Aby podsumować mijające dwanaście miesięcy wróćmy o rok, do grudnia 2007. Jak przyjął Pan nowatorski system przygotowań do rundy wiosennej zaproponowany przez Marcina Brosza?
Jerzy Wolas:
- Trenerowi zawierzyliśmy już w momencie angażowania do klubu. Dostał jak gdyby wolną rękę. Zdziwienie w mieście wówczas było wielkie. Pytano: czy 33-letni trener poradzi sobie z zawodnikami, którzy są w jego wieku lub niewiele młodsi? Szybko okazało się, że pociągnięcie było trafne i nie było powodów, aby przed zimą nie zawierzyć mu. Wcześniej był na stażu w FC Liverpool, gdzie podglądał nowoczesne formy treningu i warunki treningowe. Tych ostatnich oczywiście nie mogliśmy mu zapewnić, natomiast to na co było nas stać to np. zatrudnienie specjalisty od przygotowania fizycznego i dietetyka. Na sukces sportowy składa się nie tylko trening stricte piłkarski, ale także te wszystkie procenty, które da się z zawodników wyciągnąć poprzez lepsze żywienie, lepsze przygotowanie fizyczne. Efektem osób pracujących z i wokół Marcina Brosza jest nikła ilość kontuzji, poza przypadkiem Paczkowskiego, nie było praktycznie urazów, które eliminowałyby piłkarzy z gry na więcej niż trzy mecze. Tu kłania się casus Rafała Jarosza. Nie mieliśmy kontuzji, uniknęliśmy kartek co również wynikało z dobrego przygotowania. To proste, jak się nie nadąży za rywalem, to się go fauluje, a konsekwencje są wiadome. Zwrócę uwagę, że minionej jesieni dopiero na dwie kolejki przed końcem za kartki pauzować musiał Sławek Cienciała. Nie analizowałem tego, ale chyba nie ma drugiego takiego zespołu w lidze, który miałby tylko jednego gracza odsuniętego na przestrzeni dziewiętnastu kolejek.

sportowebeskidy.pl: - Pomówmy o personaliach. Jak wypada Pańska ocena zimowych transferów?
JW.:
- Trudno oceniać Jacka Paczkowskiego. Był uważany za takiego piłkarza, który pomoże nam. Nieszczęśliwie doznał kontuzji w starciu z Bartoszem Karwanem już w pierwszym meczu przeciwko Arce. Został wyeliminowany na całą rundę. W trakcie letnich przygotowań, w czasie sparingu z Zagłębiem Lubin, "poszło" Jackowi ścięgno Achillesa. No pech, wielki pech! Futbol to niestety sport urazowy, stało się jak się stało - Jacek nie grał. Na Damiana Chmiela nadal liczymy. Wiosnę dograł w swojej Zaporze, ale latem wypożyczyliśmy go do BKS-u. Mieliśmy na prawej stronie pomocy Grześka Patera, Mariusza Sachę i Damiana Świerblewskiego, ale powoli robi się miejsce dla młodych. Popatrzmy na przykład Krzyśka Zaremby, który zimą wrócił z Koszarawy. Trafił w Żywcu na dobry okres gry zespołu, bo już gorzej było tej jesieni w przypadku Arka Gołąba od strony organizacyjno-sportowej. Zaremba ewidentnie natomiast "odpalił". Wrócił silniejszy fizycznie i pewniejszy siebie. Zaczął sezon bardzo dobrze, ale jak mówi trener Brosz; zawodnicy w tym wieku mają prawo do wahań formy. Jeden z naszych sparingów oglądałem w towarzystwie Andrzeja Szarmacha, który sam zwrócił na Krzyśka uwagę mówiąc: jeszcze rok czy dwa ma prawo pudłować z trzech czy pięciu metrów od bramki. Za niedługi czas zacznie trafiać powiedział popularny "Diabeł", który dodał: nie jest tak wielką sztuką zdobyć gola, choć o to w futbolu chodzi, ale sztuka jest dojść do tylu sytuacji strzeleckich, ustawić się tak, aby piłka znalazła zawodnika. No i Damian Świerblewski. Chyba nie ma wątpliwości, ze jest to jedna z czołowych postaci zespołu. Do stabilnej formy jeszcze trochę mu brakuje, być może biega zbyt wiele, ale pamiętajmy, że trafił do nas ze słabszego klubu, w którym trenowało się inaczej. W następnej rundzie, po przygotowaniach zimowych, powinien być jeszcze lepszy. Podobnie zapewne będzie z chłopakami, którzy przyszli do nas latem.

sportowebeskidy.pl: - Z perspektywy półrocza stało się dobrze czy źle, że Podbeskidzie nie awansowało do Ekstraklasy?
JW.:
- Źle! Nie lubię żałować i gdybać, ale awans wywalczyły drużyny wcale nie mocniejsze od nas. Mam na myśli np. Piasta Gliwice. Jakoś przebolelibyśmy ciągłe granie na wyjazdach. Przy aktualnym składzie sądzę ogralibyśmy 4-5 drużyn, które są aktualnie w wyższej lidze. Nie chcę wymieniać ich nazw, aby nie "przestrzelić", ale jest kilka klubów, które moglibyśmy ograć i nie mam wcale na myśli Górnika czy Cracovii, bo one na pewno przebudzą się. Szkoda, szkoda tych sześciu punktów kary na starcie i może gdybyśmy czegoś po drodze nie przegrali bylibyśmy w Ekstraklasie już od kilku miesięcy. Ale jak mówią: nie ma tego złego... Wierzę, że jeśli już tam trafimy, to na dobre, na własnym stadionie i przy pełniejszej widowni i w jeszcze lepszym składzie.

sportowebeskidy.pl: - To skoro znów mówimy o składzie. W letnim oknie transferowym doszło do najliczniejszych zmian od czasów niesławnego TS "Galacticos".
JW.:
- Tej drużyny sprzed czterech lat nie ma co przyrównywać z prostej przyczyny. Suma wysokości kontraktów podpisywanych wówczas była przynajmniej dwukrotnie większa, albo nawet jeszcze wyższa. Do takiej sytuacji na pewno już nie dopuścimy. Natomiast z premedytacją mieliśmy bardzo szeroką kadrę, gdyż chcieliśmy zaistnieć w Pucharze Polski. Stało się inaczej niż zakładaliśmy. Ponadto wiedzieliśmy, że czeka nas ciężkich 19 kolejek, w trudnych warunkach i w niełatwym otoczeniu, odkąd okazało się, że w tej samej lidze znalazły się Korona Kielce i Zagłębie Lubin. A przecież już była aspirująca Wisła Płock, spadkowicz - Widzew, Górnik Łęczna, który finansowo jest o niebo wyżej od nas, cze pruszkowski Znicz. Zawsze trafia się jakiś mocny beniaminek. Tym razem była to Flota Świnoujście. Tych drużyn, z którymi trzeba grać na pełnym gazie jest bez liku. Po doświadczeniach ze spotkań z Turem i z Dolcanem wiemy, że z każdym trzeba grać i walczyć do końcowego gwizdka. Dobrze się stało, że ta kadra była tak szeroka i trener miał w kim wybierać. A personalnie? Liczę, że strzałem w dziesiątkę będzie "Benio" Ocholeche. Długo trwało zanim pojawił się na boisku, ale jak już się pokazał, to z dobrej strony. Marcin Brosz bacznie obserwował go na treningach i słusznie twierdził, że czas pracuje dla niego. Bardzo dobrze rozpoczął sezon Łukasz Matusiak, który później trochę spuścił z tonu. Prawdziwą klasę pokaże po zimie. To samo będzie z Sebastianem Ziajką. Obaj jeszcze nie pracowali tak ciężko jak ma to miejsce w Podbeskidziu. Michał Osiński jest doświadczonym graczem, którego chcieliśmy pozyskać już wcześniej, ale wiadomo jak trudno prowadzi się negocjacje z Ruchem Chorzów. Paweł Baranowski jest dopiero 18-latkiem. Jeśli ktoś jest regularnie powoływany do kadry w swoim roczniku i jest jej kapitanem, to nie może tam być przypadkiem. Robi gigantyczne postępy. Kto wie może otrzyma swoją szansę wiosną? Mamy jeszcze trochę czasu i być może skorzystamy z opcji wykupienia Pawła. Chciałbym aby wskoczył do pierwszego składu, bo fajnie jest kiedy na boisku pojawiają się tak młodzi chłopcy. Jest tylko zastrzeżenie, nie może się to odbyć kosztem sportowym. Nie może być tak, że miejsce ustępuje ktoś, kto ma np. 27 czy 29 lat, bo trzeba zrobić miejsce młodszemu. O miejscu w drużynie decyduje trener i wartość sportowa piłkarza. Czy ktoś będzie mieć 35 czy 20 lat, decyduje jedna zasada - gra lepszy!

sportowebeskidy.pl: - W Pańskiej opinii - najlepszy i najgorszy występ jesienią Podbeskidzia?
JW.:
- Pod względem wyniku najlepszy był mecz w Płocku. Jak zawsze jechaliśmy po wygraną, ale tego, że tak skarcimy Wisłę nie spodziewał się nikt. Gra Krzyśka Chrapka, to był koncert. Nie wyszedł nam mecz w Turku. Męczyliśmy się z Dolcanem Ząbki. Niefajny, choć zwycięski, był mecz z GKS Katowice. Tak to bywa w futbolu. Gdybyśmy wygrali w Płocku 1:0 sięgnęlibyśmy szczytów szczęścia. Natomiast przyjeżdża do nas zdołowany GKS, grający przez większą część spotkania w dziesiątkę, a my wymęczyliśmy 1:0. Po meczu wchodzę do szatni, a tam panuje grobowy nastrój. Musimy się nauczyć ze zdobywanych punktów bez względu na styl. Po trzech dniach już nikt nie pamięta kto i jak strzelił gola, ważna jest tabela. To jest suma dorobku całego sezonu. Wolę brzydko wygrać niż ładnie przegrać, a takie też zaliczyliśmy, że przypomnę porażkę w Łęcznej, gdzie prowadziliśmy 2:0, by przegrać 2:3. Z pozoru tego meczu nie dało sie przegrać, a jednak. Jest czego żałować.

sportowebeskidy.pl: - Generalnie jednak jest Pan chyba zadowolony?
JW.:
- Jak nie być zadowolonym mając 36 punktów, najwięcej w historii klubu na takim dystansie. Gramy bez gwiazd, mamy wyrównaną drużynę. Cała linia obrony gra bardzo dobrze. Udało nam się zatrzymać w klubie Łukasza Merdę. Bez niego zespół straciłby na wartości. W tej materii nawet nie rozmawiałem z trenerem. Pewnie, że gdyby Łukasz się uparł wówczas mógłby odejść, ale doszliśmy do porozumienia i myślę, że korzyść jest obustronna. Jest od tylu lat w Bielsku-Białej, przeszedł wszystko co najgorsze, a teraz jest tylko lepiej, więc mam nadzieję, że tutaj poczuje smak Ekstraklasy.

sportowebeskidy.pl: - Powoli otwiera się kolejne, zimowe okno transferowe. Można spodziewać się następnych zmian czy raczej stabilizacji?
JW.:
- Szukamy środkowego pomocnika, który podniósłby średnią wzrostu. Rafał Jarosz skacze wysoko i wygrywa mnóstwo pojedynków główkowych, ale kiedy z powodu kontuzji opuścił drużynę sami widzieliśmy co się działo. Prowadzimy szeroko zakrojone rozmowy z dość dużą grupą zawodników. Na razie nikomu nie mówimy "nie", ale nie wszyscy pasują do trenerskiej koncepcji, do ciężkiej harówki na boisku i angielskiej piłki, którą preferuje Marcin Brosz. Nie każdy ma taką wydolność, aby biegać tyle ile wymaga nasz szkoleniowiec. Jakieś nazwiska trzymamy w tajemnicy, bo ich ujawnienie spowoduje wzrost ceny. Do gry mogą włączyć się też inne kluby.

sportowebeskidy.pl: - Bez wchodzenia w detale, ale pomówmy o oczekiwaniach przed rundą wiosenną.
JW.:
- Nie chcę wywierać na nikim presji. Wystarczy, że wywieram ją sam na sobie. Ale ja to lubię, nie umiem żyć bez presji. Jakaś adrenalina we mnie jest. Wierzę ja i wierzy trener, że na końcu będziemy w grupie drużyn, które awansują. Podkreślam słowo "grupa", bo na dziś nikt tak naprawdę nikt nie wie ile zespołów trafi o klasę wyżej. Pewne jest, że będziemy jak pół roku temu ze Zniczem, grać do końca. Może być i tak, że awans da czwarte, a może piąte miejsce. Zależy jak potoczą się sprawy we Wrocławiu i w PZPN-ie. Nie będzie sytuacji takiej, że np. tracimy szansę na miejsce w trójce i zaczynamy odpuszczać, eksperymentować. Gramy do samego końca! Czy uda się awansować? Bardzo bym chciał. Po wydarzeniach sprzed roku, kiedy startowaliśmy z niższego pułapu nie mogę inaczej myśleć. Byłoby to nielogiczne. Wiem, że nasi przeciwnicy to nie "ogórki". Są Zagłębie, Korona, Widzew, a broni nie złożył jeszcze Górnik Łęczna. Wszyscy się wzmacniają. Ale też jak słyszę, że ten czy ów klub z I ligi obwieszcza, że pozyskał gracza z IV czy V ligi, który ma być wzmocnieniem, to nabieram wątpliwości. Owszem, półtora roku wstecz my poszliśmy tą drogą, ale pamiętajmy jakim składem wtedy dysponowaliśmy i o jakie cele graliśmy. Trener Brosz ściągnął z Koszarawy mających ligową przeszłość Jarosza i Szmatiuka, a ze Skałki trafili do nas obserwowani już wcześniej Słowacy - Dancik i Matus. Ale dziś takich zawodników na szczeblu IV ligi już nie ma.

sportowebeskidy.pl: - Co z przyszłością trenera Marcina Brosza? Tylko w ostatnich miesiącach po szkoleniowca Podbeskidzia ręce wyciągał Górnik Zabrze i ŁKS Łódź.
JW.:
- Nie tylko. Dobrze, że nie wszyscy musieli się denerwować. Denerwował się Wolas, denerwował się Brosz, choć nieco bardziej ten pierwszy. Rękę wyciągnął po trenera ktoś komu w powszechnej opinii nie odmawia się. Kto? Ruch Chorzów był bardzo bliski pozyskania trenera w czerwcu br. Bodaj w Boże Ciało toczyły się nasze męskie rozmowy, które skończyły się ... jak się skończyły, czyli dobrze. Marcin został i wypełni kontrakt. Ma wizję budowy fajnego zespołu i komfort pracy. Mówiąc o komforcie bynajmniej nie mam na myśli niestety naszej kiepskiej bazy, to nasza bolączka. Rozmawiamy z trenerem o przyszłości, ale szkoleniowiec mówi o niej niechętnie. Zobaczymy, w którym miejscu będziemy w czerwcu. Ja myślę, że komfort który tutaj ma trener, niezależność w podejmowaniu decyzji też jest atutem. Nikt z członków zarządu nie wtrąca sie]ę w jego pracę, od strony sportowej akceptujemy jego propozycje, a sam Marcin Brosz zna naszą sytuację i nie oczekuje sprowadzenia zawodników ponad nasze możliwości finansowe. Współpracuje nam się bardzo dobrze.