Piłka nożna - I liga
FUTBOLOWE ARCHIWUM: Z Beenhakkerem na mistrzostwach świata
To odległe, lecz warte przypomnienia czasy. Specjalnie dla naszego portalu, w połowie sierpnia 2007 roku, zawodnik Podbeskidzia Mariusz Sacha udzielił pierwszego od powrotu z mistrzostw świata U-20 wywiadu, w którym „od kuchni” przedstawia największą piłkarską imprezę dla młodych futbolistów.
sportowebeskidy.pl: Zacznijmy od organizacji wyjazdu do Kanady. Czy na potrzeby reprezentacji udzielono wam jakiegoś osobnego terminalu na lotnisku, bądź mieliście jakieś inne przywileje?
Mariusz Sacha: - Szczerze mówiąc do wylotu przystąpiliśmy „z marszu”. Organizacyjnie nie odbiegaliśmy wiele od szkolnej wycieczki. W sali odlotów oczekiwaliśmy na odprawę razem z innymi podróżującymi. Nieco lepiej było już w Kanadzie, gdzie zaopiekowali się nami organizatorzy mistrzostw.
sportowebeskidy.pl: Jaka atmosfera panowała w kadrze? Czy dało się wyczuć rywalizację o miejsce w zespole nie tylko na treningach, ale i podczas innych wspólnych zajęć?
M.S: - Atmosfera w drużynie była bardzo dobra. Każdy z nas zdawał sobie sprawę, że uczestniczy w największej życiowej imprezie, przez co na treningach widać było walkę o uznanie w oczach trenera Michała Globisza. Ale poza boiskiem byliśmy ze sobą w dobrych kontaktach.
sportowebeskidy.pl: Podczas mistrzostw, mieliście okazję poznać Leo Beenhakkera. Jaka była jego rola w drużynie i jak odbierasz go jako szkoleniowca i człowieka?
M.S: - Beenhakker prowadził z nami tylko jeden trening, więc ciężko mi go ocenić. Starał się nam pomagać poprzez udzielane wskazówki, bądź też delikatne reprymendy. Razem z trenerem Globiszem ustalał zajęcia w ciągu dnia oraz był dobrym duchem drużyny. Sprawiał wrażenie człowieka bardzo wyluzowanego, z którym można było pożartować, co pomagało w rozładowaniu atmosfery.
sportowebeskidy.pl: Jak wyglądał „zwykły” dzień podczas pobytu w Kanadzie? Oprócz treningów i meczy mieliście zapewne trochę czasu dla siebie.
M.S: - Mecze rozgrywaliśmy co trzy dni, więc wolnego czasu nie było zbyt wiele. Każdy dzień, w którym nie rozgrywaliśmy żadnego spotkania rozpoczynał się odnową biologiczną oraz lekkim treningiem, po którym mieliśmy do wyboru rodzaj odpoczynku. Jedni wybierali pozostanie w hotelu, drudzy wypoczywali podczas spacerów, bądź w mieście. Zorganizowano nam również zwiedzanie wodospadu Niagara oraz krótki pobyt w wesołym miasteczku.
sportowebeskidy.pl: Przejdźmy teraz do spraw sportowych. Jakie to uczucie, kiedy wybiegasz na murawę, a kilkadziesiąt tysięcy ludzi na stadionie śledzi każdy Twój ruch? Czułeś wówczas jakąś tremę?
M.S: - W takim momencie zawodnik stara się o tym nie myśleć, ale na pewno, wielki stadion po brzegi zapełniony kibicami robi wrażenie. Kiedy z tylu tysięcy gardeł słychać doping, to aż ciarki przechodzą po plecach. To uczucie jest wspaniałe.
sportowebeskidy.pl: Po wspaniałym zwycięstwie z Brazylią dopadł was kryzys i wysoka porażka z USA. Jak myślisz, czym była spowodowana nagła obniżka formy?
M.S: - Z pewnością zmęczenie było powodem znacznie słabszej gry w meczu z USA.W spotkaniu z Brazylią już od pierwszych minut, po tym jak Krzysiek Król musiał zejść z boiska graliśmy w dziesiątkę, przez co byliśmy zmuszeni biegać znacznie więcej. Kosztowało nas to bardzo dużo zdrowia i głównie w tym upatruję przyczynę porażki. Znaczącym problemem był także brak wypoczynku po ligowych rozgrywkach oraz sztuczna murawa, na której rozgrywane były wszystkie spotkania. Po dłuższym okresie gry na tego typu nawierzchni zaczynają boleć stawy, co również wpływało na naszą gorszą dyspozycję.
sportowebeskidy.pl: Przed mistrzostwami postawiono przed Wami jakieś cele? Jeśli tak, to czy zostały zrealizowane?
M.S: - Nikt na nas nie naciskał. W grupie trafiliśmy na trzech bardzo mocnych rywali, więc ciężko było zakładać jakiś plan minimum. Wydaje mi się, że to nam pomogło. Graliśmy z mniejszą presją i wyszliśmy z „grupy śmierci”. Niestety, w kolejnym spotkaniu trafiliśmy, jak się później okazało na mistrza świata - Argentynę i możemy się tylko cieszyć, że to właśnie po konfrontacji z tym zespołem przyszło nam odpaść z rozgrywek.
sportowebeskidy.pl: Przykład Dawida Janczyka pokazuje, że narodowa kadra, a tym bardziej udział w mistrzostwach, potrafi wypromować piłkarzy. Czy miałeś już może jakieś propozycje z innych klubów?
M.S: - To prawda, w tak wielkiej imprezie stosunkowo łatwo się „sprzedać”. Przed telewizorami i na trybunach siedzi wielu menedżerów, którzy tylko czekają, aż jakiś zawodnik zabłyśnie na murawie. Zainteresowanie wyraził Lech Poznań, ale po udziale w trzydniowych testach moja przygoda z poznańskim klubem dobiegła końca. Z tego, co słyszałem, kluby nie osiągnęły kompromisu w kwestiach finansowych.
Mariusz Sacha: - Szczerze mówiąc do wylotu przystąpiliśmy „z marszu”. Organizacyjnie nie odbiegaliśmy wiele od szkolnej wycieczki. W sali odlotów oczekiwaliśmy na odprawę razem z innymi podróżującymi. Nieco lepiej było już w Kanadzie, gdzie zaopiekowali się nami organizatorzy mistrzostw.
sportowebeskidy.pl: Jaka atmosfera panowała w kadrze? Czy dało się wyczuć rywalizację o miejsce w zespole nie tylko na treningach, ale i podczas innych wspólnych zajęć?
M.S: - Atmosfera w drużynie była bardzo dobra. Każdy z nas zdawał sobie sprawę, że uczestniczy w największej życiowej imprezie, przez co na treningach widać było walkę o uznanie w oczach trenera Michała Globisza. Ale poza boiskiem byliśmy ze sobą w dobrych kontaktach.
sportowebeskidy.pl: Podczas mistrzostw, mieliście okazję poznać Leo Beenhakkera. Jaka była jego rola w drużynie i jak odbierasz go jako szkoleniowca i człowieka?
M.S: - Beenhakker prowadził z nami tylko jeden trening, więc ciężko mi go ocenić. Starał się nam pomagać poprzez udzielane wskazówki, bądź też delikatne reprymendy. Razem z trenerem Globiszem ustalał zajęcia w ciągu dnia oraz był dobrym duchem drużyny. Sprawiał wrażenie człowieka bardzo wyluzowanego, z którym można było pożartować, co pomagało w rozładowaniu atmosfery.
sportowebeskidy.pl: Jak wyglądał „zwykły” dzień podczas pobytu w Kanadzie? Oprócz treningów i meczy mieliście zapewne trochę czasu dla siebie.
M.S: - Mecze rozgrywaliśmy co trzy dni, więc wolnego czasu nie było zbyt wiele. Każdy dzień, w którym nie rozgrywaliśmy żadnego spotkania rozpoczynał się odnową biologiczną oraz lekkim treningiem, po którym mieliśmy do wyboru rodzaj odpoczynku. Jedni wybierali pozostanie w hotelu, drudzy wypoczywali podczas spacerów, bądź w mieście. Zorganizowano nam również zwiedzanie wodospadu Niagara oraz krótki pobyt w wesołym miasteczku.
sportowebeskidy.pl: Przejdźmy teraz do spraw sportowych. Jakie to uczucie, kiedy wybiegasz na murawę, a kilkadziesiąt tysięcy ludzi na stadionie śledzi każdy Twój ruch? Czułeś wówczas jakąś tremę?
M.S: - W takim momencie zawodnik stara się o tym nie myśleć, ale na pewno, wielki stadion po brzegi zapełniony kibicami robi wrażenie. Kiedy z tylu tysięcy gardeł słychać doping, to aż ciarki przechodzą po plecach. To uczucie jest wspaniałe.
sportowebeskidy.pl: Po wspaniałym zwycięstwie z Brazylią dopadł was kryzys i wysoka porażka z USA. Jak myślisz, czym była spowodowana nagła obniżka formy?
M.S: - Z pewnością zmęczenie było powodem znacznie słabszej gry w meczu z USA.W spotkaniu z Brazylią już od pierwszych minut, po tym jak Krzysiek Król musiał zejść z boiska graliśmy w dziesiątkę, przez co byliśmy zmuszeni biegać znacznie więcej. Kosztowało nas to bardzo dużo zdrowia i głównie w tym upatruję przyczynę porażki. Znaczącym problemem był także brak wypoczynku po ligowych rozgrywkach oraz sztuczna murawa, na której rozgrywane były wszystkie spotkania. Po dłuższym okresie gry na tego typu nawierzchni zaczynają boleć stawy, co również wpływało na naszą gorszą dyspozycję.
sportowebeskidy.pl: Przed mistrzostwami postawiono przed Wami jakieś cele? Jeśli tak, to czy zostały zrealizowane?
M.S: - Nikt na nas nie naciskał. W grupie trafiliśmy na trzech bardzo mocnych rywali, więc ciężko było zakładać jakiś plan minimum. Wydaje mi się, że to nam pomogło. Graliśmy z mniejszą presją i wyszliśmy z „grupy śmierci”. Niestety, w kolejnym spotkaniu trafiliśmy, jak się później okazało na mistrza świata - Argentynę i możemy się tylko cieszyć, że to właśnie po konfrontacji z tym zespołem przyszło nam odpaść z rozgrywek.
sportowebeskidy.pl: Przykład Dawida Janczyka pokazuje, że narodowa kadra, a tym bardziej udział w mistrzostwach, potrafi wypromować piłkarzy. Czy miałeś już może jakieś propozycje z innych klubów?
M.S: - To prawda, w tak wielkiej imprezie stosunkowo łatwo się „sprzedać”. Przed telewizorami i na trybunach siedzi wielu menedżerów, którzy tylko czekają, aż jakiś zawodnik zabłyśnie na murawie. Zainteresowanie wyraził Lech Poznań, ale po udziale w trzydniowych testach moja przygoda z poznańskim klubem dobiegła końca. Z tego, co słyszałem, kluby nie osiągnęły kompromisu w kwestiach finansowych.