Od samego spotkania to gospodarze zgodnie z oczekiwaniami przeważali. Już w 5. minucie Mykhailo Lavruk groźnie uderzył z ostrego kąta lewą nogą, ale wówczas na posterunku był Patryk Mika. Golkiper Spójni dobrze spisywał się także po dośrodkowaniach z rzutu rożnego, których dzisiaj było bez liku. Podopieczni Grzegorza Sodzawicznego w premierowych 45. minutach zagrozili raz. Z rzutu rożnego na "drugi" słupek jednak nic nie wynikło, choć powodzenie tej akcji było bardzo bliskie. To podziałało na Koszarawę mobilizująco, która w 42. minucie wreszcie się "wstrzeliła", gdy do siatki piłkę głową skierował Mariusz Kosibor. Chwil kilka wcześniej sytuację oko w oko z Miką przegrał Wojciech Drewniak
 
Druga odsłona spotkania to prawdziwa gra nerwów. Nieco "pomogli" w tym sędziowie, którzy nie wytrzymali trudów tego spotkania. Kartek żółtych było co nie miara, raz pojawiła się także "cegła". W doliczonym czasie gry David Chiapala za niesportowe zachowanie wyleciał z boiska. Wcześniej stuprocentową sytuację do strzelenia gola mieli przyjezdni, lecz Rafał Pawlus ofiarną interwencją wygrał pojedynek sam na sam z Grzegorzem Kopcem. A skoro jesteśmy już przy Pawlusie, to warto odnotować także jego interwencję po strzale głową z najbliższej odległości. Poza tym golkiper nie mógł dzisiaj narzekać na brak szczęścia, gdy piłka raz ostemplowała słupek jego bramki. Nie zmienia to jednak faktu, że żywczanie wygrali zasłużenie, a gdyby Chipala czy Mateusz Gach byli bardziej skuteczni, to wynik mógłby być wyższy.

- Zagraliśmy słaby mecz. Najważniejsze jednak, że wygraliśmy - stwierdził po ostatnim gwizdku Sławomir Białek, trener gospodarzy, który w doliczonym czasie gry... został oddelegowany na trybuny.