Potyczka ułożyła się po myśli gospodarzy. – Fajnie, że sytuacje, które stwarzaliśmy potrafiliśmy zamieniać na bramki, z czym w ostatnich spotkaniach mieliśmy trudności – opowiada Sebastian Gierat, szkoleniowiec Borów, którym wobec niezłej skuteczności i zdobycia komfortowej przewagi grało się o wiele swobodniej.

Jako pierwszy w gronie strzelców zaistniał Michał Motyka. W 16. minucie minął kilku rywali i uderzeniem z 5. metrów pokonał Miłosza Śnieżka. Równo po 2 kwadransach rywalizacji ekipa z Pietrzykowic zysk podwoiła za sprawą kornera i celnej próby Grzegorza Szymika. Gdy obie drużyny udawały się na przerwę, Bory miały na koncie już 3 gole. M. Motyka tym razem wykazał się jako asystent, a Adrian Dobija gości dobił. Piłka do „świątyni” Spójni wpadała następnie między 61. a 77. minutą gry, co spięło klamrą godzinę pełnej dominacji Borów. Hubert Masny głową spuentował wrzutkę M. Motyki z rzutu rożnego, zaś w odstępie raptem 180. sekund Dobija obsłużył wpierw Gabriela Duraja, a M. Motyka kluczowe podanie wykonał Adrianowi Durajowi.

Dołujący w ostatnich tygodniach przyjezdni z Zebrzydowic wywalczyli ledwie trafienie o statusie ratującego honor. To w następstwie faulu w „16” na Pawle Kawiku i rzutu karnego wykonanego „na raty” skutecznie przez Krystiana Kaczmarczyka w 49. minucie. Co ciekawe, pierwszy strzał zawodnika gości Wiesław Arast obronił, ale arbiter zarządził powtórkę. Pozytywów dla zebrzydowiczan więcej szukać nie sposób. Nawet, jeśli weźmiemy pod uwagę, że ich gra wyglądała lepiej, aniżeli wskazuje na to dotkliwe dla Spójni końcowe rozstrzygnięcie.