Wygrana w derbach cieszy podwójnie. Na mecz przyszło bardzo dużo ludzi i nikt nie chciał w tym spotkaniu przegrać. Szczególnie było to widać w pierwszej połowie – mówi w rozmowie z naszym portalem Dariusz Kłoda, trener Wisły Strumień. I owszem, licznie zgromadzona widownia mogła narzekać w pierwszych trzech kwadransach na pewną nudę. Obie ekipy grały bardzo ostrożnie i zachowawczo, na zasadzie "piłkarskich szachów". Wisła miała jednak swoje okazje do zdobycia bramki. Strzał Przemysława Wadas dobrze obronił Kamil Kawa, z kolei Artur Miły nieco się pomylił i posłał piłkę nad poprzeczką.

Gospodarze znacznie odważniej zagrali po przerwie. – Graliśmy u siebie, a przed własnymi kibicami zawsze chcę grać o pełną pulę – dodaje Kłoda. Ryzyko popłaciło zawodnikom ze Strumienia. W 69. minucie Marcin Urbańczyk wykorzystał dobre podanie od Miłego. 

Szczególnie emocjonujące było jednak ostatnie 10 minut spotkania. Miejscowi grali w osłabieniu, gdy dwie żółte, a w konsekwencji czerwoną kartkę ujrzał za "pyskówkę" z arbitrem Miły. To jednak nie przeszkodziło Wiśle pokusić się o dobicie rywala. W 85. minucie uczynił to Dawid Bluck, który chwilę wcześniej zameldował się na placu gry.