W czwartek podopieczni Dariusza Żurawia mierzyli się z Benfiką Lizbona w meczu Ligi Europy. Lech wystąpił rezerwowym składem (szanse na awans do fazy pucharowej były już tylko matematyczne), więc złośliwi komentowali decyzję trenera tym, że Kolejorz musi wystawić wypoczęte armaty na starcie z Podbeskidziem. Rzeczywiście - na plac gry wybiegł pierwszy garnitur Lecha, który z bielszczanami poradził sobie wyjątkowo łatwo. Pierwsze 2 kwadranse jednak tego nie zapowiadały.
 
Oddać należy, że w pierwszych minutach zawodnicy Krzysztofa Bredego sprawiali przyzwoite wrażenie. Kreowali grę i szukali swoich okazji po stałych fragmentach gry - to jednak zamierzonego efektu nie przyniosło. Gospodarze przebudzili się w 10. minucie, gdy czujność Michala Peskovicia sprawdził Jakub Moder. Reprezentant Polski równie niebezpiecznie uderzał chwilę później, ale i tym razem słowacki golkiper był lepszy w tym pojedynku. Podbeskidzie wkrótce odpowiedziało. Po ładnie rozegranym aucie Gergo Kocsis dograł do Marko Roginicia, a chorwacki snajper z zimną krwią skierował piłkę do siatki. Gol uznany być jednak nie mógł, wszak Węgier podawał zza linii końcowej. 
 
Była minuta 28., gdy goście byli bliscy sprawienia niespodzianki. Tymczasem 180 sekund później bramkę strzelił Lech. Na uderzenie z dystansu ponownie zdecydował się Moder - Pesković sparował piłkę na rzut rożny. Spod chorągiewki Alan Czerwiński dośrodkował wprost na głowę precyzyjnego Thomasa Rogne. Poznaniacy prowadzenie podwyższyli jeszcze przed przerwą. W 44. minucie fatalny kiks popełnił Milan Rundić, a Mikael Ishak w takich sytuacjach zwykł być bezwzględny - 2:0. 
 
Na rewanżowe 3 kwadranse beniaminek wyszedł z wiarą sprawienia lepszego wrażenia, ale cały ich plan spalił na panewce już w 47. minucie. Wówczas Pedro Tiba szybki kontratak sfinalizował szykownym uderzeniem po dalszym słupku. To całkowicie rozbiło Podbeskidzie, które chwilę później na domiar złego straciło Rundicia (kontuzja - zastąpił go Aleksander Komor). Kolejnym gwoździem było trafienie na 4:0. Katastrofalny błąd defensywy, futbolówkę odbiera Jan Sykora i uderza, broni Pesković, ale wobec dobitki Daniego Ramireza jest już bezradny. Był to ostatni gol przy Bułgarskiej, choć gospodarze kilka sytuacji bramkowych jeszcze sobie wypracowali. 

Nasze tytułowe określenie Górali "Gwiazdorami" dziwić zatem nie może. Termin ten w Wielkopolsce oznacza osobę przynoszącą podarki na Boże Narodzenie - odpowiednik Świętego Mikołaja. Zawodnicy Podbeskidzia zachowali się zatem jak 6 grudnia należy - podarowali gospodarzom prezenty.