Czegoś niesamowitego dokonał w miniony weekend Grzegorz Sztorc. Pewnie mało kto wie, że właśnie w sobotę, wychowanek RKS-u Walcownia Czechowice-Dziedzice świętował swoją 300 i 301 bramkę w oficjalnych meczach.

MRKS_PASJONAT

- Czekałem na to bardzo długo. W tamtym roku mój licznik z bramkami zatrzymał się. Myślałem nawet o zakończeniu kariery - rozpoczyna rozmowę z naszym portalem Grzegorz Sztorc. Do dalszej gry w piłkę namówił go jego obecny szkoleniowiec, Marcin Biskup - Trener Biskup jest nie tylko znakomitym fachowcem, ale i świetnym człowiekiem. Po każdym meczu dzwoni do zawodników, pyta jak się czujemy i jakie są nastroje. To rzadko spotykane - dodaje Sztorc, który swoje pierwsze kroki stawiał właśnie w klubie z Czechowic-Dziedzic. - Na swój pierwszy trening poszedłem w 1991 roku. Tak rozpoczęła się moja przygoda gry w piłkę. Przeszedłem przez każdą grupę wiekową, aż do seniorów - wspomina nasz rozmówca.

33 letni napastnik ma również epizod w bielskim Podbeskidziu do którego trafił w 2004 roku - Pamiętam, że graliśmy wtedy sparing z Podbeskidziem, który przegraliśmy 2:5, a ja strzeliłem bramkę i wpadłem w oku szkoleniowcowi bielszczan. Nie dostałem tam jednak większej szansy. Wystąpiłem w meczu z Arką Gdynia i kilku spotkaniach w ramach Pucharu Polski. Przez większą część czasu siedziałem jednak na ławce - kontynuuje.

Na co MRKS Czechowice-Dziedzice stać w tym sezonie? - Nie wykluczam scenariusza, w którym będziemy walczyli o utrzymanie. W najbliższych trzech meczach planujemy jednak zdobyć dziewięć punktów - odważnie deklaruje Grzegorz Sztorc, który swoje gole dedykuje swojej ukochanej rodzinie - żonie Sonii, córce Aleksandrze oraz synowi Szymonowi.