Dopiero jednak w rzutach karnych ekipa z Puńcowa złamała w sobotnim finale opór Beskidu Skoczów, który wcześniej walczył bardzo dzielnie, ale ostatecznie wypuścił w miarę komfortowe prowadzenie 2:0 w pierwszej połowie oraz 3:1 na wstępie drugiej. – Popełnialiśmy takie błędy, które rzadko nam się na przestrzeni całego roku zdarzały. Ale znów kluczowa okazała się super reakcja na niekorzystny przebieg spotkania – przyznaje trener Michał Pszczółka.
 


Najwięcej problemów defensywie Beskidu – to żadne novum w perspektywie jesieni – sprawiał Rafał Adamek, którego gole pozwalały gospodarzom zmniejszać dystans do przeciwnika. – Z opinią, że to zawodnik ponad poziom ligi okręgowej w pełni się zgadzam. Natomiast na nasze wyniki pracuje cały zespół. Z jednym piłkarzem prezentującym wysoki poziom nie dałoby się tylu meczów wygrywać – klaruje szkoleniowiec Tempa, który podczas finału liczyć mógł choćby na nominalnie rezerwowego bramkarza Wojciecha Maciejowskiego. Ten w konkursie „11” obronił aż 3 uderzenia skoczowian. – Byłem pewny co do tego, że sobie poradzi. Ma to coś, czego nie da się nauczyć, a więc naturalne czucie piłki – dopowiada nasz rozmówca.

Na miano jednego z bohaterów zapracował także kapitan Tomasz Olszar, który jako ostatni trafił do siatki „z wapna” w emocjonującym finale. Skopiował tym samym wyczyn swojego brata Adama Olszara, który przed rokiem jako kapitan przesądził o triumfie Tempa nad IV-ligową Kuźnią Ustroń w rozgrywkach pucharowych. – Historia zatoczyła więc koło. Euforii trudno się dziwić. Kończymy sukcesem piękny dla nas rok. Cóż – chciałoby się rzec – Tempo na tronie w podwójnej koronie! – mówi na koniec rozradowany trener puńcowian.