Jego losy rozstrzygnięte zostały - i przyznać trzeba, że to scenariusz zaskakujący - w premierowym kwadransie. Otwarcie wyniku to 3. minuta, gdy bielszczanie piłkę po kornerze wyekspediowali, lecz na 16. metr, skąd zupełnie niepilnowany zawodnik Podlesianka z pomocą rykoszetu i przy zasłoniętym Krystianie Wieczorku dał gościom prowadzenie. W trudnej sytuacji "dwójka" Podbeskidzia znalazła się w 14. minucie - tym razem katowiczanie perfekcyjnie wykonali rzut wolny z bocznego sektora boiska, a piękna główka po drodze do siatki odbiła się jeszcze od słupka.

- Bardzo źle się ten mecz dla nas ułożył. Stałe fragmenty rywal wykorzystał i mógł skupić się na obronie, przez co trudno było nam wypracować sobie jakąś bardzo klarowną sytuację - zauważa Marek Sokołowski, szkoleniowiec Podbeskidzia II.

Bielszczanie w każdym razie próbowali i tego odmówić im nie można, choć dopiero po przerwie byli w stanie stwarzać realne zagrożenie w "16" Podlesianki. Do siatki zmierzał wolej Giorgi Merebaszwiliego, lecz futbolówka trafiła jednego z piłkarzy katowickiej drużyny w głowę na 7. metrze. Na kwadrans przed końcem bliscy powodzenia byli w polu karnym Damian ChmielMichał Studnicki, zagrożenie miało miejsce także po rzucie wolnym Radosława Zająca czy szarży Adama Zajaca i uderzeniu odbitym nogą przez bramkarza. Przyjezdni? Podwyższenia rezultatu szukali stałymi fragmentami, by w 79. minucie nawet gola, którego sędzia nie uznał z racji pozycji spalonej strzelca. Nie za bardzo mieli jednak na co narzekać przy wypracowanej znacznie wcześniej zaliczce...

Przed wtorkowym rewanżem w Katowicach to mający sporo doświadczenia w swoich szeregach mistrz IV-ligowej grupy 1 znajduje się w sytuacji dalece komfortowej. - Nic nie jest jednak rozstrzygnięte. Będziemy przygotowani po analizie tego, co się wydarzyło i jeszcze powalczymy o swoje. Mówi się często, że 2:0 to w piłce najbardziej zdradliwy wynik i obu to się potwierdziło - dodaje Sokołowski.