Wiosenną premierę goście z Puńcowa zaliczyli w delegacji. Sprostali w niej roli klarownego faworyta. – Mieliśmy pewne obawy przed meczem, bo rywal nie miał wprawdzie jeszcze żadnego punktu na koncie, ale my ani jednej wygranej na wyjeździe. Poza tym zagraliśmy po raz pierwszy w tym roku na trawie – przyznaje Michał Pszczółka, grający trener Tempa.

Młody i ambitnie poczynający sobie zespół z Lędzin był w miarę równorzędnym konkurentem dla Tempa w premierowej odsłonie starcia. W 22. minucie Mateusz Szuster idealnie wyłożył piłkę Jakubowi Legierskiemu, który skierował ją do siatki. Nastroje w obu drużynach zmieniły się w 31. minucie, gdy do kapitulacji przez Daniela Sobieraja zmuszony został Wojciech Maciejowski, ale jak okazało się godzinę później więcej strat przyjezdni już w sobotnie popołudnie nie ponieśli. Na przerwę zaś udali się z nikłym zapasem. Lewą flanką przedarł się Maciej Rucki, a zamykający akcję Damian Szczęsny szczupakiem pokonał golkipera MKS-u.

Po przerwie „fanty” uzyskiwali wyłącznie goście z Puńcowa. W 49. minucie próba Szczęsnego została obroniona, ale dobitka Damiana Ścibora nie pozostawiła wątpliwości. Na kwadrans przed końcem Legierski nieomylnie główkował po „centrze” Arkadiusza Szlajssa, a tuż przed gwizdkiem zamykającym spotkanie Jakub Suchanek zachował się jak należy po zagraniu Szczęsnego za linię obrony ekipy z Lędzin. Pominąć nie można zarazem faktu, iż w 65. minucie błysnął między słupkami Maciejowski, który broniąc rzut karny zapobiegł nawiązaniu wynikowego kontaktu przez piłkarzy MKS-u.

Tempo przełamało więc wyjazdową niemoc na IV-ligowym pułapie. I choć wygrana bynajmniej nie spowodowała euforii w szeregach beniaminka, to powiew optymizmu zdaje się na samym wstępie wiosny oczywisty. – Zrobiliśmy to, co powinniśmy. Z meczu na mecz powinniśmy też prezentować coraz lepszą grę – zaznacza Pszczółka.