Jak na faworyta przystało. Porażka bezwstydna
W roli zdecydowanego faworyta do meczu z Podhalanką Milówka przystępowali futboliści Beskidu Skoczów.
- Jedziemy do Skoczowa z chęcią nawiązania walki. Będziemy jak Pudzianowski - tanio skóry nie sprzedamy. Beskid jest oczywiście faworytem, bo dysponuje dobrym składem i ma bardzo wysokie aspiracje - zapowiadał na naszych łamach konfrontację w Skoczowie trener Podhalanki, Mariusz Kozieł.
Jego zespół mecz rozpoczął w sposób nieudany, bo już w 12. minucie gospodarze objęli prowadzenie po golu z rzutu karnego. Z 11. metra nie pomylił się Marcin Jaworzyn. Dodajmy, że "wapno" zostało podyktowane po ręce... Kozieła. To trafienie na przyjezdnych podziałało mobilizująco. Ich akcje zaczepne przyniosły rezultat w 40. minucie, gdy Maciej Wojtyła pięknym uderzeniem zza pola karnego skierował piłkę do siatki. Remis do końca pierwszej połowy się jednak nie utrzymał. Piłkarze prowadzeni przez Marcina Michalaka odpowiedzieli na wyrównanie w sposób wyborny. I to dwukrotnie. Wpierw Szymona Kurowskiego pokonał Kamil Janik, następnie Jaworzyn.
- Były to dwa bardzo szybkie gongi, które nas zaskoczyły. Samo spotkanie było fajne, bardzo otwarte. Przyjemnością było zagrać na tej murawie. Mogliśmy się pokusić o punkt, bo sytuacje ku temu były - podsumował Kozieł, którego drużyna na wstępie drugiej połowy zmniejsza straty. W 57. minucie sfaulowany został Jarosław Grygny, a z 11. metra skuteczny był Artur Kitka. Ostatnie słowo należało jednak do futbolistów ze Skoczowa. A konkretniej do Jaworzyna, który w 65. minucie przymierzył na 4:2.