
Jak nie idzie, to nie idzie
Ostatni mecz przed własną publicznością w "okręgówce" zagrali zawodnicy Przełomu Kaniów, a ich rywalem była ekipa z Wisły Wielkiej.
– Wynik nie odzwierciedla wydarzeń na boisku, sprawiedliwym rezultatem byłby remis. Ale wiadomo - liczy się to co w sieci. Jestem bardzo zadowolony z postawy drużyny, która nawet grając w "10" miała okazje do zdobycia bramki. Ostatnie dwa trafienia LKS-u miały miejsce w doliczonym czasie gry. Przed nami ostatnie spotkanie i mam nadzieję, że zwycięstwem pożegnamy się z ligą okręgową – mówi prezes Przełomu, Grzegorz Wieczorek.
Jak to często bywa, ekipa z Kaniowa lubi komplikować sobie życie. Musi dostać "cios", aby zacząć grać swoją piłkę. Tak też było w przypadku konfrontacji z LKS-em. Już w 3. minucie goście objęli prowadzenie, po tym jak Jan Gołek zamienił na gola rzut karny. Zespół z Wisły Wielkiej nie zamierzał jednak spoczywać na laurach. W 35. minucie na listę strzelców wpisał się skutecznym uderzeniem Mateusz Ploch.
Dopiero po zmianie stron w szeregach kaniowian nastąpiło "przebudzenie". Duża w tym zasługa wprowadzonego w drugiej połowie Kamila Góry, strzelca gola kontaktowego dla Przełomu w 71. minucie. Niestety, w 77. minucie drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę ujrzał Piotr Bąk. To skomplikowało sytuację Przełomu, ale mimo to gospodarze ambitnie walczyli o choćby remis. Drużyna z Kaniowa została jednak skarcona za to, iż nadmiernie się otworzyła dwoma bramkami.