Jak puchar, to i niespodzianka
Po spadku z IV ligi LKS Czaniec musiał się mierzyć rolą "underdoga" w starciu z rezerwami Rekordu, który ów status zachowały. Tymczasem pucharowe zmagania pokazały po raz kolejny, że potrafią zaskoczyć.
Jak mawiał były selekcjoner reprezentacji Polski, Czesław Michniewicz, 2:0 to niebezpieczny wynik. Na własnej skórze przekonali się o tym młodzi zawodnicy rezerw Rekordu, którzy są dopiero w momencie rocznikowej przebudowy. Ich start był jednak godny pochwały. W 5. minucie Radosław Górkiewicz spuentował dogranie od Mateusza Grabowskiego. Ten drugi w 36. minucie sam wpisał się na listę strzelców, gdy celnie przymierzył w dalszy róg bramkarza.
Na dwa "ciosy" zespół z Czańca zareagował w sposób najlepszy z możliwych. Jeszcze do przerwy zdołał doprowadzić do wyrównania. Wpierw "ukłuł" Oleksandr Apanchuk, a następnie z trafienia cieszył się Maksymilian Bączek.
- Sami podaliśmy dłoń ekipie z Czańca, której gospodarze już nie wypuścili. Zabrakło nam intensywności w grze, jakości i wyrazistości oraz konkretów w ofensywie. Za to prostych strat i błędów było w nadmiarze – przyznał na łamach strony klubowej Dariusz Rucki, trener "dwójki" Rekordu. Decydujący gol padł w 80. minucie. Sędzia wskazał na "wapno" po zagraniu ręką Sebastiana Frohlicha. Rzut karny na gola zamienił Andrii Apanchuk.