Co tu dużo mówić, tudzież pisać, drużyna rezerw Podbeskidzia w pierwszej połowie nie wyszła z szatni na mecz. Beniaminek z Pszczyny nie omieszkał tego nie wykorzystać. Iskra zadała Góralom w pierwszych trzech kwadransach trzy "ciosy", po których wydawało się, że losy starcia są przesądzone. Bielszczanie tracili gole w prosty sposób, a w ich poczynaniach za mało było agresywności. – Można tak powiedzieć, że nie wyszliśmy z szatni. Wyglądaliśmy bardzo słabo mentalnie. Traciliśmy gole, które nie powinny się przytrafiać zawodnikom aspirującym do gry w pierwszej drużynie ekstraklasowicza – przyznaje Dariusz Kołodziej, trener "dwójki" Podbeskidzia.

 

Szkoleniowiec bielszczan nie czekał do przerwy i już w 42. minucie dokonał aż trzech zmian. Niemniej "pogadanka" w szatni była konieczna... – Nie powiem, co przekazałem zawodnikom, ale na pewno było burzliwie. Najważniejsze jednak, że reakcja drużyny była dobra – dodaje Kołodziej. 

 

 

Po zmianie stron przyjezdni ruszyli do odrabiania strat, lecz nikt nie zakładał, że losy konfrontacji potoczą się w ten sposób. Górale za sprawą dwóch szybkich trafień Dawida Kukuły nawiązali walkę z beniaminkiem. Kiedy ten zdobył jednak bramkę na 4:2 wydawało się, iż rezerwy Podbeskidzia już się nie podniosą. Nic bardziej mylnego... 

 

Bielszczanie nie zakopali głowy w piasek tylko konsekwentnie wierzyli w to, że mogą ugrać w tym starciu trzy punkty. Efekt owej determinacji był piorunujący. Górale zdobyli łącznie 7 goli w drugiej połowie, a z hat-trickiem na koncie mecz zakończyli Kukuła oraz Jan Borek, a w doliczonym czasie gry wynik spotkania ustalił Antoni Rozmus.