Jak wakacje, to wakacje
Wokół nas się wiele zmienia. Jak grzyby po deszczu rosną nowe piłkarskie areny, coraz więcej klubów ma profesjonalne aspiracje, ale w polskiej piłce nożnej dominują wciąż PRL-owskie standardy, których kwintesencją są słowa wypowiedziane przez jednego z naszych reprezentantów „pijem, bawim się”.
Wakacje w pełni, słoneczko przygrzewa, więc rozpalają się chyba za mocno futbolowe głowy. Te słynne już 1,5 promila to taki symbol tegorocznej kanikuły. Niedawno zaliczył to prezes podlaskiej piłki Witold D., a parę dni temu Góral z Podbeskidzia, Sebastian B. Obaj rozbili swoje „wypasione bryki” jadąc po spożyciu. To takie wakacyjne „zabawy” ludzi kreujących nasz futbol. A polska piłka jest na 61. miejscu w rankingu FIFA, parafrazując klasyka powiem: „Polska piłka istnieje tylko teoretycznie”. Nie chcę brnąć dalej, ale można dopowiedzieć, że to wszystko... „kamieni kupa”. Jak dodam do tego blamaż Legii i jej 1-1 na Łazienkowskiej z amatorami z Irlandii, przegraną Lecha 0-1 ze sponsorowaną przez nocny klub dla panów „11” z Estonii, czy wymęczone 3-2 Ruchu z drużyną z Liechtensteinu, to wychodzi z tego – niestety – „ch..., d... i kamieni kupa”...
W te niechlubne, wakacyjne futbolowe opowieści wpisali się niestety Górale swoim przegranym meczem 2-3 z Pogonią Szczecin. Jednak nie wyciągałbym daleko idących wniosków, nieprzychylnych dla klubu i drużyny, bo ważne jest wsparcie kibiców, władz miasta oraz sponsorów Ja jestem, jak co roku o tej porze, w Sopocie na urlopie, ale Górale po 1,5 miesiąca wakacji (znowu te 1,5), w meczu z drużyną z Pomorza Zachodniego, wyglądali tak, jakby jeszcze z wakacji nie wrócili. Wakacyjne słońce chyba sprawiło, że z wielkim hukiem pękł w Bielsku-Białej ten nadmuchiwany balon. Było to słychać na słynnym sopockim „montiaku”, gdzie całkiem spora grupa kibiców TS Podbeskidzie oglądała mecz w telewizji.
Ten wynik nas znokautował. Powiem szczerze, że po tym ciosie – tak niespodziewanym i spektakularnym – trudno mi się pozbierać. Ale piłka uczy pokory. Dominuje rozczarowanie, smutek i żal ze straconych punktów wśród oglądających ten mecz bielszczan. Czyżby to znak i wakacyjna zapowiedź powrotu do Podbeskidzia starych piłkarskich demonów? Trzeba już zapomnieć o udanej wiośnie i tym 3. miejscu w tabeli, bo to już historia. A co się zdarzyło w meczu z Pogonią to przypadek? Pech? Wypadek przy pracy? Czy to te przysłowiowe pierwsze „śliwki robaczywki” czy może lipcowe „koty za płoty”? Mam nadzieję, że to sportowy pech, który jest zawsze wkalkulowany w mecz piłki nożnej. Ja odpowiedzi dlaczego tak się stało – nie znajduję. Nie obciążam też tylko winą Richarda Zajaca, bo cała drużyna wygrywa i przegrywa.
Na pytanie dlaczego tak się stało powinien znać odpowiedz trener Leszek Ojrzyński i wiceprezes klubu do spraw sportowych zwany czasem dyrektorem sportowym. Ale w TS Podbeskidzie takiej funkcji i osoby... nie mogę się dopatrzeć. Człowieka, który odpowiadałby swoim stanowiskiem za politykę transferową w perspektywie dłuższej, niż zatrudniany trener, który kreowałby kadry klubowe na 2-3 lata. Bo o ile się nie mylę ceniony przeze mnie Grzegorz Więzik jest klubowym skautem. Cenię też walory szkoleniowo-trenerskie prezesa Wojciecha Boreckiego, ale on z racji obecnej funkcji kieruje całym klubem, a w sprawie transferów powinna być ścisła współpraca i wspólne stanowisko trenera oraz dyrektora sportowego. Decyzję o transferze podejmuje zawsze dyrektor. Szkoleniowcy się zmieniają, a klub ma kłopot, kiedy takiej współpracy nie ma. Tym kłopotem jest piłkarz chciany wyłącznie przez trenera, który właśnie odszedł.
Corocznymi transferami do Podbeskidzia trudno mi się połapać. Bo chyba aż 13 nowych zawodników klub sprowadził. Już w pierwszym meczu zawiódł Wojciech Trochim. Inni nie załapali się nawet do meczowej „18”. Może trzeba było sprowadzić nie 13-14, ale 6-7 piłkarzy o większych umiejętnościach, dających naszej drużynie futbolową jakość? Wiem, wiem. Sezon długi, a za nami dopiero pierwsza kolejka. Wszystko się może zmienić na lepsze. Ciągle ufam, wierzę i mam nadzieję, że Górale wrócą z wakacji i pokażą naprawdę na co ich stać. Jestem ciągle na wakacjach, bo jestem Góralem komentującym wydarzenia sportowe, a nie tym biegającym po boisku. A piłkarze w lipcu mają być na boisku, a nie na wakacjach, jak ja!
Ze sportowym pozdrowieniem Sławomir Wojtulewski