Ton sobotniej rywalizacji nadawali bielszczanie. O jakąkolwiek inną ocenę trudno, gdy spojrzy się na „goły” wynik pierwszej połowie. W 25. minucie Jan Borek uderzył z 18. metra, na co recepty nie znalazł Patryk Zapała. Ponownie golkiper Błyskawicy sięgał „za kołnierz” w 31. minucie, gdy Klaudiusz Sommer przymierzył pod poprzeczkę. Sam finisz tej części meczu to popis duetu – Borka jako asystenta, w tym raz z rzutu rożnego, oraz Lionela Abate, niezawodnego jako egzekutor na IV-ligowych boiskach.

Ocena jednostronnej odsłony? – Trochę ją przespaliśmy, a rywalowi właściwie wszystko wychodziło. Szczęścia, które dotąd było z nami, też nie mieliśmy – opisuje szkoleniowiec beniaminka Krystian Papatanasiu. Goście mogli zarazem zadbać o inny scenariusz potyczki, gdyby przy stanie 0:0 Dominik Szczęch po podaniu Alana Pastuszaka oddał strzał nie w poprzeczkę, a nieco niżej. – Narzuciliśmy bardzo dobre tempo, a wysokie prowadzenie nie wzięło się z przypadku. To było nasze najlepsze 45. minut w tym sezonie – cieszył się Adrian Olecki, trener piłkarzy „dwójki” Podbeskidzia.
 


Ta po przerwie nie grała już tak dobrze. W 60. minucie rezerwowi Bartosz SzołtysMarcin Wysiński zadbali o honorowe trafienie dla drogomyślan. Ostatni akcent związany z bramkowym łupem to skompletowanie hat-tricka przez Abate, któremu w 81. minucie asystę wykonał Franciszek Liszka. – Wiadomo, z jak mocnym przeciwnikiem się mierzyliśmy, w dodatku z Abate w składzie, który śmiało mógłby występować na boiskach I-ligowych – dodał Papatanasiu.

Błyskawica przegrała pierwszy raz w lidze po awansie, zaś Podbeskidzie II kontynuuje serię meczów w charakterze drużyny niepokonanej. – Druga połowa pokazuje nam, ile pracy nas ciągle czeka, aby grać na równym, wysokim poziomie – podsumowuje szkoleniowiec rezerw.