Aż tak dużej skali wrażeń w Czańcu nie zwiastowała premierowa odsłona. Goście grali uważnie w defensywie, nie dopuszczając przeciwnika wyżej notowanego w tabeli do klarownych sytuacji. Wyjątkiem była już na wstępie niecelna główka, którą wykonał Oleg Apanchuk, z kolei uderzenie Patryka Świniańskiego obronił Michał Skocz. Kibice doczekali się jednak goli. W 25. minucie Fabrice Essama przekroczył przepisy w obrębie „16”, a rzut karny bramką zwieńczył Maciej Felsch. W identyczny sposób odpowiedziała Kuźnia, co miało miejsce w 38. minucie. Tym razem faul względem Jakuba Fiedora popełnił Ilya Nazdryn-Platnitski, a zimną krew zachował Michał Pietraczyk.

Jeśli ktokolwiek czuł się rozczarowany derbami – choć nadmiernych ku temu powodów nie było – ten na nic narzekać nie mógł po zmianie stron. W 50. minucie ustronianie zdobyli zaliczkę. Z rzutu rożnego dośrodkował Arkadiusz Jaworski, a Jakuba Felscha do kapitulacji zmusił Essama. W Czańcu zapachniało zatem niespodzianką... – Po golu dla Kuźni mecz się otworzył na dobre. My nic już do stracenia nie mieliśmy przegrywając, więc atakowaliśmy. Zrobiło się bardzo interesująco – opowiada Szymon Waligóra, szkoleniowiec miejscowego LKS-u, który swoje dążenia skonkretyzował w 69. minucie. Jakub Bujok nieprzepisowo zatrzymał Wojciecha Stańczaka, sędzia ponownie dziś wskazał na „wapno”, a tak doskonałej sposobności na gola nie zaniechał O. Apanchuk.
 


Losy potyczki rozstrzygnęły się w ostatnim jej kwadransie. W 77. minucie fatalny błąd popełnił Bujok, który wystawił piłkę Bartłomiejowi Borakowi, a pomocnikowi gospodarzy nie pozostało nic innego, jak uderzyć obok bezradnego Skocza. Podopieczni Ryszarda Kłuska zerwali się do odrabiania straty, ale przypłacili te zapędy. Składną akcję i asystę O. Apanchuka sfinalizował Kacper Gawor, co bardzo przybliżyło czaniecki zespół do wygranej. I choć w końcówce Kuźnia atakowała i nawet trafieniem Donavana Ferreiry z rzutu wolnego w 89. minucie dystans zmniejszyła, to po obfitym w gole starciu radość zapanowała w szeregach LKS-u.

Przyjezdnym, którzy na wyjeździe byli w stanie strzelić rywalowi aż 3 gole, wcale nie towarzyszyły po meczu pozytywne wrażenia. – Zapłaciliśmy wysoką cenę za nieodpowiedzialne zachowanie w pobliżu swojej bramki – skwitował niepocieszony trener Kuźni, która nie zdołała pokrzyżować planów nakreślonych na sobotę przez szkoleniowca LKS-u: – Przełamaliśmy się u siebie i taki też był cel, aby zakończyć jesień u siebie zwycięstwem. Dużo ożywienia w naszej grze wprowadziły zmiany, co jest kolejnym powodem do zadowolenia – nadmienił Waligóra.