Pierwsza połowa tego spotkania na pewno nie będzie wspominana jako wzorowa w wykonaniu “rekordzistów”. To Hutnik od pierwszej minuty przejął inicjatywę nad boiskowymi wydarzeniami, a gra Rekordu nie kleiła się tak, jakby życzył sobie tego sztab szkoleniowy. W 10. minucie Igors Tarasovs groźnie uderzał po rzucie rożnym. Następnie przed wyborną szansą stanął Mateusz Kuzimski, jednak w ostatniej chwili zatrzymał go Konrad Kareta. Do trzech razy sztuka? W tym meczu to powiedzenie się sprawdziło. W 22. minucie po dośrodkowaniu i niepewnej interwencji Wiktora Kaczorowskiego zrobił się “młyn” w polu karnym Rekordu. W tym całym zamieszaniu ręką zagrał Konrad Wrona, a z 11. metrów nie pomylił się Kuzimski. 

 

W futbolu jest jednak tak, że nawet jeśli “nie żre”, to wystarczy chwila, jeden moment, aby odmienić losy spotkania. To miało miejsce w minucie 31. Jakub Ryś odegrał piłkę w środku pola do Jana Ciućki, ten “huknął” z okolicy 20. metra, a piłka w tzw. międzyczasie odbiła się od poprzeczki i wpadła do bramki rywala. Gol stadiony świata. Ciućka mógł raz jeszcze zaznaczyć swoją dobrą dyspozycję. W 42. minucie groźnie główkował po rzucie rożnym Mateusza Klichowicza, lecz defensywa Hutnika zdołała wybić "futbolówkę" z linii bramkowej.

 

W drugiej połowie “rekordziści” zagrali odważniej w ofensywie, na czym zyskało tempo spotkania. Gra toczyła się od jednego pola karnego do drugiego. Nie wyklarowały się jednak z tego sytuacje bramkowe. Zarówno po stronie Rekordu, jak i Hutnika. “Z pustego i Salomon nie naleje” - nie dziwił więc fakt, że stan 1:1 utrzymał się do końcowego gwizdka sędziego, co wydaje się być wynikiem sprawiedliwym.