W ubiegłym roku zdobył złoto i dwa medale srebrne, teraz do kolekcji dorzucił krążek, którego dawno nie wywalczył. Z mistrzostw świata w wyścigach szybowcowych Sebastian Kawa wrócił nie w pełni ukontentowany.

Kawa Himalaje 1 Pilot Aeroklubu Bielsko-Bialskiego miał nadzieję, że po raz 11. w światowym czempionacie stanie na najwyższym stopniu podium. Na przestrzeni ostatnich lat czynił to w różnych konkurencjach szybowcowych.

We włoskim Varese nie wszystko przebiegło po myśli Sebastiana Kawy. W trudnych warunkach pogodowych udało się przeprowadzić tylko 5 z 8 zaplanowanych wyścigów. Finałowych zmagań nie ukończył żaden z zawodników. – Potwierdziły się opinie, że wrześniowy termin zawodów narzucony organizatorom mistrzostw to nieporozumienie – czytamy na oficjalnej strony bielszczanina.

Z Italii Kawa wrócił z medalem brązowym. Ostatnio krążek tego koloru zdobył w... 2001 roku. Od tego czasu najczęściej nie miał sobie równych. Tym razem musiał uznać wyższość Francuzów – Maximiliana Seisa i Christopha Rucha. – Zostaje pewien niedosyt. Gdyby nie restrykcje z pierwszego dnia finałów Sebastian osiągnąłby zwycięstwo. Wtedy to podczas dolatywania do mety emocje i konieczność obserwacji lecącego niżej szybowca konkurenta spowodowały parometrowe przeniżenie przed linią mety. Zostało to zwiększone przez błąd instrumentu oraz błędną informację o systemie pomiaru ciśnienia atmosferycznego dla obliczeń wysokości i spowodowało nałożenie bardzo restrykcyjnej kary. Te czynniki wpłynęły w głównej mierze na wynik Sebastiana w mistrzostwach – tłumaczy ojciec pilota z Bielska-Białej.

W zawodach wystartował także drugi z podopiecznych Aeroklubu Bielsko-Bialskiego. Zdzisław Bednarczuk w swoim debiucie był 20.