Piłka nożna - I liga
Karna klęska
Na pierwsze zwycięstwo po powrocie na ekstraklasowy szczebel liczyli dziś kibice Podbeskidzia. Raków miał być jednak rywalem niewygodnym.
Premierowe minuty upłynęły pod znakiem nieznacznej przewagi częstochowian, którzy szybko zamierzali gospodarzy "napocząć". To jednak Podbeskidzie wynik na swą korzyść otworzyło. Stało się to w 14. minucie, gdy do odbitej piłki po podaniu Bartosza Jarocha dopadł Tomasz Nowak, uderzając w następstwie potężnie z woleja. Już w poprzednich meczach słabość "Górali" uwidoczniła się jednak w bloku defensywnym, co i teraz dotkliwie dało się odczuć w toku boiskowych zdarzeń...
W 21. minucie, tuż po wymuszonej zmianie Maksymiliana Sitka, ekipa spod Jasnej Góry wywalczyła rzut karny, zaordynowany po analizie VAR zagrania ręką Kacpra Gacha. Z pokonaniem Martina Polacka trudności nie miał Petr Schwarz. Niebawem, bo w 26. minucie przed szansą stanął czeski obrońca gości Tomas Petrasek, który główkował na całe szczęście dla bielszczan niecelnie. Do kolejnej okazji częstochowianie doszli w 34. minucie i tym razem skutecznością "zgrzeszyli". W roli egzekutora wystąpił Marcin Cebula. I choć na moment gospodarze poderwali się, to jeszcze przed pauzą otrzymali potężne ciosy. Za takie trzeba uznać "11", które na trafienia podwyższające wynik zamieniali Schwarz oraz Vladislavs Gutkovskis. Oba rzuty karny stały się faktem po faulach wyrastającego niniejszym na antybohatera meczu Jarocha.
Przy stanie 4:1, nawet mając na względzie spodziewaną motywację po bielskiej stronie, losy punktów były rozstrzygnięte. Raków także po pauzie był natomiast zespołem niepodważalnie lepszym. W 51. minucie Polacka od ponownego sięgania "za kołnierz" uchronił słupek po uderzeniu Kamila Piątkowskiego. Podbeskidzie usiłowało się odgryźć, ale w 63. minucie wtórnie bliski powodzenia był główkujący Petrasek. Zaś na finiszu strzał Davida Tijanicia ostemplował poprzeczkę.
Równolegle w obrębie "świątyni" przyjezdnych wiele ciekawego się nie działo. Jedynie w 68. minucie Jakub Szumski został poważniej zatrudniony przez strzelającego Filipa Laskowskiego. Zupełnie na nic zdały się roszady w składzie, jakich dokonał trener Krzysztof Brede, który wraz z drużyną stoi teraz przed wyzwaniem rychłej poprawy gry "w tyłach".
W 21. minucie, tuż po wymuszonej zmianie Maksymiliana Sitka, ekipa spod Jasnej Góry wywalczyła rzut karny, zaordynowany po analizie VAR zagrania ręką Kacpra Gacha. Z pokonaniem Martina Polacka trudności nie miał Petr Schwarz. Niebawem, bo w 26. minucie przed szansą stanął czeski obrońca gości Tomas Petrasek, który główkował na całe szczęście dla bielszczan niecelnie. Do kolejnej okazji częstochowianie doszli w 34. minucie i tym razem skutecznością "zgrzeszyli". W roli egzekutora wystąpił Marcin Cebula. I choć na moment gospodarze poderwali się, to jeszcze przed pauzą otrzymali potężne ciosy. Za takie trzeba uznać "11", które na trafienia podwyższające wynik zamieniali Schwarz oraz Vladislavs Gutkovskis. Oba rzuty karny stały się faktem po faulach wyrastającego niniejszym na antybohatera meczu Jarocha.
Przy stanie 4:1, nawet mając na względzie spodziewaną motywację po bielskiej stronie, losy punktów były rozstrzygnięte. Raków także po pauzie był natomiast zespołem niepodważalnie lepszym. W 51. minucie Polacka od ponownego sięgania "za kołnierz" uchronił słupek po uderzeniu Kamila Piątkowskiego. Podbeskidzie usiłowało się odgryźć, ale w 63. minucie wtórnie bliski powodzenia był główkujący Petrasek. Zaś na finiszu strzał Davida Tijanicia ostemplował poprzeczkę.
Równolegle w obrębie "świątyni" przyjezdnych wiele ciekawego się nie działo. Jedynie w 68. minucie Jakub Szumski został poważniej zatrudniony przez strzelającego Filipa Laskowskiego. Zupełnie na nic zdały się roszady w składzie, jakich dokonał trener Krzysztof Brede, który wraz z drużyną stoi teraz przed wyzwaniem rychłej poprawy gry "w tyłach".