Gospodarze mieli określony plan na wymagającą konfrontację. – Nasze założenie było takie, aby grać defensywnie i poprzez kontry wyprowadzać szybkie ataki. Tym bardziej, że wiedzieliśmy, jak dobrze rywal potrafi operować piłką – opowiada trener dankowiczan Artur Bieroński.

Koncept Pasjonata, skądinąd zrozumiały i obiecujący, błyskawicznie legł w gruzach. Po 20. minutach MKS „odjechał” reprezentantowi podokręgu bielskiego na 2:0 i ani myślał oglądać się wstecz. Nawet w obliczu zmniejszenia strat, jakiego dokonał w 23. minucie Kacper Czylok. Młody pomocnik głową sfinalizował oskrzydlającą akcję Marcina Preisnera. – Traciliśmy gole w bardzo łatwy sposób. Nie mieliśmy tak naprawdę żadnych atutów naprzeciw tak dysponowanego zespołu z Lędzin. Przegraliśmy zbyt wysoko, ale w pełni zasłużenie zarazem to przeciwnik zdobył punkty – dodaje grający szkoleniowiec Pasjonata.


Do pauzy lędzinianie prowadzili jeszcze w miarę skromnie 3:1, marnując nawet rzut karny. Z kolei w 74. minucie wynik brzmiał już... 7:1 na korzyść MKS-u. Na otarcie łez w 81. minucie Łukasz Balcarczyk obsłużył prostopadłym podaniem Mateusza Mazura, który klarownej sytuacji nie zaniechał. Gdyby w tej samej połowie Tomasz Magiera trafił do siatki zamiast w poprzeczkę, rozmiary klęski byłyby nieco mniejsze. Te finalne dziwią o tyle, że w Lędzinach dankowicki zespół triumfował... bez straty choćby jednej bramki. – Zagraliśmy tam mądrzej pod względem taktycznym. Szkoda, że wizerunek naszej solidnej defensywy został na sam koniec rundy tak mocno nadszarpnięty – podsumowuje Bieroński.