To, co najważniejsze wydarzyło się w krótkim odstępie czasu, tuż po tym, jak drużyny zamieniły się stronami. W 46. minucie próba Igora Handzlika została zablokowana przez obrońców Soły, ale z okolic „16” bezbłędnie strzałem pod poprzeczkę poprawił Mateusz Janik. Po wznowieniu gry od środka gospodarze piłkę przechwycili, by za moment dysponować zaliczką, której już nie wypuścili. Wrzutkę Szymona Szczyrka z rzutu wolnego zamknął głową na dalszym słupku Marek Zuziak. Niejako konsekwencją pozytywnego fragmentu meczu dla „Fiodorów” był kolejny rzut wolny i zamieniona w 56. minucie na gola przez Marcina Gustyńskiego „centra” Szczyrka.

– Wiedzieliśmy, że w momencie, gdy strzelimy wreszcie gola, to będzie „z górki”. I tak się też stało, bo wcześniej byliśmy bardzo nieskuteczni. Liczy się jednak efekt końcowy i to, że zmazaliśmy plamę z poprzedniego występu w Pietrzykowicach – klaruje Sebastian Gruszfeld, szkoleniowiec GKS-u.

Do przerwy pachniało niespodzianką, bo to Soła prowadziła od 26. minuty po akcji, którą sfinalizował Dariusz Piwowarczyk. Pomocnik gości przełożył sobie piłkę z prawej nogi na lewą, po czym sprzed „16” celnie przymierzył. Radziechowianie natomiast stemplowali aluminium – w 23. minucie poprzeczkę Handzlik, a w 29. minucie słupek Kacper Marian. – Graliśmy w pierwszej połowie solidnie i byliśmy dobrze zorganizowani. Uczulaliśmy się w przerwie, że początek drugiej będzie ważny, ale niestety na rozmowach się skończyło i po ciosach, jakie otrzymaliśmy już nas nie było. Ze swojej strony powiem jeszcze tylko tyle, że gdyby wszyscy zawodnicy byli tak zaangażowani, jak Daniel Lach, to tę ligę byśmy wygrali – stanowczo stwierdza szkoleniowiec „Rajczanki” Marcin Kasperek.