Prestiżowa batalia przynajmniej do połowy nieszczególnie spełniała oczekiwania. Lwia część gry toczyła się w środkowej strefie boiska, dominowała obustronna walka i być może żadna ze stron nie chciała zostać zmuszona do odrabiania strat. Wskazanie o tyle należałoby przyznać w kierunku zespołu z Istebnej, iż powodzenie przynieść mogły mu „wjazdy” w pole karne Zbigniewa MałyjurkaDaniela Juroszka, których strzały były zbyt słabe na pokonanie Kacpra Fiedora. Miejscowi – dziś osłabieni m.in. brakiem Tomasza Czyża, Kacpra Kiragi i Pawła Leśniewicza – w ofensywie bynajmniej nie błyszczeli.

Druga połowa to już większy poziom emocji. W 50. minucie bliscy szczęścia byli wiślanie. Wojciech Małyjurek został w „16” sfaulowany przez Bartłomieja Ruckiego. Idealnej sposobności na otwarcie wyniku nie wykorzystał doświadczony Mariusz Pilch, którego intencje wyczuł parujący futbolówkę na słupek Andrzej Nowakowski. Czy wykorzystany rzut karny poprowadziłby drużynę z Wisły do zwycięstwa? To stwierdzenie zbyt daleko idące, niemniej jednak wkrótce po opisanym zdarzeniu to goście zadali arcyważny cios. – Takie sytuacje lubią się mścić i tak też właśnie się stało. Byliśmy konsekwentni w obronie i cierpliwi w ataku – mówi Dariusz Rucki, grający trener Górala.

W 56. minucie Andrzej Kąkol dopadł do bezpańskiej piłki przy biernej postawie defensorów WSS i wykończył sytuację sam na sam z Fiedorem. Do minimum szanse gospodarzy na uniknięcie porażki zmalały w 82. minucie, gdy prostopadłe podanie Pawła Krężeloka przejął 17-latek Krzysztof Urbaczka, wpisując się następnie na listę strzelców. Tuż po wznowieniu gry od środka gospodarze szukali szczęścia przy rzucie rożnym, lecz główka Jakuba Marekwicy nie przyniosła wiślańskiej drużynie bramkowej korzyści.

– Cieszymy się niezmiernie z wyjazdowego zwycięstwa, bo jednak mecze z rywalem z Wisły bardzo dużo znaczą. Drugi sezon z rzędu kończymy wyżej w tabeli niż nasi konkurenci, poza tym zdobyliśmy już więcej punktów jak w zeszłym sezonie, więc najwyraźniej jest progres – zauważa Rucki.