Spotkania pucharowe nigdy nie należą do najłatwiejszych. Historia pokazała już niejednokrotnie, że drużyny z niższych lig potrafią "namieszać" w tych rozgrywkach. Podobnie również mogło być wczoraj. Podbeskidzie jako absolutny faworyt podchodził do meczu z II-ligowym Radomiakiem Radom - Myślę, że to był mecz pucharowy taki jaki powinien być. Były bramki, walka do końca dogrywka, czerwona kartka, rzuty karne, w których więcej szczęścia było po naszej stronie - ocenił spotkanie szkoleniowiec Podbeskidzia Jan Kocian.

Nic nie zapowiadało na taką dramaturgię. "Górale" przez całą pierwszą połowę narzucili rywalowi swoją filozofię gry. Brak koncentracji na początku drugiej części spotkania i w konsekwencji strata bramki spowodował, że bielszczanie dopiero po rzutach karnych przeciągnęli szalę zwycięstwa na swoją stronę. Niewątpliwym bohaterem był golkiper Podbeskidzia - Rafał Leszczyński, który obronił dwie "jedenastki". - Mieliśmy ten mecz pod kontrolą, dominowaliśmy, mieliśmy większe posiadanie piłki, zdobyliśmy bramkę i prowadziliśmy, ale sami sobie utrudniliśmy to spotkanie brakiem koncentracji na początku drugiej połowy. Radomiak miał kilka okazji do zdobycia bramki, zdołał wyrównać, a nam zajęło ok. 20 minut aż znów zaczęliśmy grać to, co chcieliśmy. Po czerwonej kartce dla przeciwnika też nie graliśmy tak mądrze, jak powinniśmy. Utrzymywaliśmy się przy piłce, ale nic to nie dawało. Zdecydowały karne, a w nich lepszy był Leszczyński - mówił Kocian.