
"Konkrety" tylko w pierwszej
5 bramek zobaczyli widzowie meczu Skałki Żabnica z Beskidem Skoczów. Wszystkie padły w pierwszej połowie, a z wygranej cieszyli się wyżej uplasowani podopieczni Bartosza Woźniaka.
- Zagraliśmy z jedną z lepszych drużyn, z którymi mieliśmy przyjemność rywalizować w tym sezonie. Beskid piłkarsko wyglądał bardzo dobrze, ale uważam, że napsuliśmy krwi rywalowi - przyznaje trener Skałki, Dominik Natanek.
Niespełna kwadrans czekali widzowie spotkania na pierwszą bramkę. Wynik meczu otworzyli goście, a konkretniej Arkadiusz Trybulec, który głową zamknął dośrodkowanie z rzutu rożnego Cezarego Ferfeckiego. Skoczowianie nie zamierzali jednak na tym poprzestać. W 18. minucie Marcin Jaworzyn podwyższył prowadzenie po celnej "główce". Gdy w 26. minucie Mieczysław Sikora wykazał się przytomną "dobitką" wydawać się mogło, że już jest po meczu. Było wręcz przeciwnie. Skałka podniosła się, na tyle ile mogła. W 35. minucie Mateusz Pochopień sfinalizował dogranie od Natanka. Chwilę później grający trener gospodarzy sam święcił trafienie, wykorzystując błąd defensywy.
Więcej goli jednak nie padło, a wynik 3:2 dla drużyny ze Skoczowa utrzymał się do ostatniego gwizdka arbitra. Po przerwie lepsze okazje miał Beskid, jednak nie znalazły one "happy endu". Mowa tu o próbach Jaworzyna czy Krzysztofa Surawskiego.