Już po kwadransie domowej rywalizacji z Iskrą Pszczyna było „po herbacie”. W tym okresie piłka w bramce strzeżonej przez Macieja Keniga lądowała aż 3 razy. – Komentując kolejny mecz można by w zasadzie skopiować to, co już w obecnym sezonie przerabialiśmy. Przydarzyły się nam wielbłądy w obronie i ciężko było o czymkolwiek pozytywnym myśleć – zauważa szkoleniowiec międzyrzeczan Łukasz Błasiak.

Gospodarze podjęli w każdym razie próbę skorygowania fatalnego z początku rezultatu. Kilka ofensywnych akcji spowodowało zagrożenie w obrębie „świątyni” Iskry. Z dystansu świetnie uderzył Adrian Pitry, ale golkiper gości był górą, na gola „polował” również Szymon Kościuch. Ostatecznie jednak piłkarze z Międzyrzecza niczego dla siebie nie uzyskali. Równolegle rywal zatracił skuteczność, ale do Pszczyny powrócił i tak ukontentowany.

Ponownie zespół z Międzyrzecza musiał w ligowym starciu radzić sobie w mocno okrojonym składzie. Dodatkowo nie wszyscy zawodnicy przebywający na murawie byli na to zdrowotnie gotowi. – Za walkę w drugiej części trzeba chłopaków pochwalić. Szkoda, że zaczęliśmy lepiej grać kiedy wynik był bardzo dla nas skomplikowany – klaruje Błasiak.