SportoweBeskidy.pl: Zaczniemy z wysokiego C. Czy nie uważa prezes, że miejsce klubu takiego jak MRKS powinno być wyżej niż V liga?

Krzysztof Adamiec: Oczywiście, że tak. Od 35 lat powtarzam, że gmina Czechowice-Dziedzice wraz z sąsiednimi sołectwami jest ogromna. Często daję przykład sponsorom, pytając, czy wiedzą, gdzie leży Tworków, Krzyżanowice – to o wiele mniejsze miejscowości, a są na tym samym szczeblu. Nie umniejszam im, ale potencjał sponsorski Czechowic jest zdecydowanie większy niż V liga. 

 

SportoweBeskidy.pl: Niemniej, idzie Wam bardzo dobrze. Jesteście liderem, zespół ma dobrą passę. Szybki powrót do IV ligi to cel MRKS-u?

K.A.: Powiem tak – przed sezonem nie stawialiśmy drużynie konkretnych celów. Chcieliśmy po prostu grać o zwycięstwo w każdym meczu. A plany na przyszłość? Zobaczymy w grudniu, na walnym zebraniu po rundzie jesiennej. Trener powiedział, że 2 lata to najlepszy czas na powrót IV ligi i ja się z tym zgadzam. W przyszłym roku IV liga ma mieć 18 drużyn, a za dwa sezony – 16, czyli wszystko wróci do normalności. Obecna IV liga to szaleństwo: mnóstwo meczów i dalekie wyjazdy. Nie wspominając o wynagrodzeniach dla zawodników... 

 

SportoweBeskidy.pl: Prezes lubi ryzyko? Zbudowaliście solidną drużynę na ten sezon, ale niezbyt liczebną. Dwie, trzy kontuzje i pojawia się problem.

K.A.: Mamy w kadrze 19 zawodników i 2 bramkarzy. Uważam, że to wystarczająco jak na tę ligę. Były pewne problemy – 3 kluczowych zawodników z BKS-em pauzowało przez kartki, ale daliśmy radę. Ale tak, postawiliśmy bardziej na jakość. Trochę doświadczenia, trochę młodości – wierzę, że to zda egzamin. 

 

SportoweBeskidy.pl: Na chłodno – co było przyczyną spadku MRKS-u z IV ligi, oprócz reorganizacji?

K.A: Było kilka meczów, których nie powinniśmy przegrać. Potrafiliśmy wygrać ze Spójnią Landek 2:1, a w kolejnym meczu zabrakło kilku zawodników przez kartki, i grając słabszym składem, przegraliśmy. To był kluczowy moment. Zabrakło nam kilku punktów do utrzymania. Ale po spadku stwierdziłem na zarządzie, że może było to najlepsze, co mogło nas spotkać, bo tak jak wspomniałem IV liga w obecnej formule to szaleństwo. Amatorskie drużyny płacą horrendalne pieniądze. Kiedyś trzeba będzie coś z tym zrobić, ale nie bardzo wiem co. 

 

SportoweBeskidy.pl: W sezonie 2022/2023 świetnie zaczęliście rozgrywki i po kilku kolejkach byliście liderem IV ligi. Może wtedy był moment, aby walczyć o awans do III ligi, a MRKS byłby w innym miejscu?

K.A.: Powiem tak – obecna runda jest wyjątkowa. Zazwyczaj, jeśli mamy dobrą wiosnę, to jesień jest słabsza. Tym razem jest odwrotnie. Po udanej wiośnie liczymy na jeszcze lepszą jesień, ale ta zawsze przynosiła rozczarowanie. W tamtym okresie faktycznie dobrze wystartowaliśmy, ale później coś się "zacięło". 

 

Z perspektywy moich 35 lat w piłce nie ma żadnej "magicznej różdżki". Na III ligę potrzeba obecna około 1,5 miliona złotych rocznie. Potencjał Czechowic jest, aby takie środki zdobyć, ale niestety odzew od potencjalnych sponsorów z dużych firm czasami jest zerowy. Z mojej perspektywy, jako prezesa, wygląda to czasem jak żebranie o pieniądze. Próbuję zebrać 350 tysięcy, a mam 250 i zaczyna się walka. To frustruje. Wyniki cieszą zawsze, ale bez wsparcia na dłuższą metę nie da się funkcjonować i człowiek zaczyna się "wypalać". 

 

SportoweBeskidy.pl: Jak ocenia prezes zmiany wprowadzone w rozgrywkach, w tym utworzenie V ligi?

K.A.: Uważam, że to był bardzo dobry krok. W końcu wiadomo, kto awansuje – mistrz w IV lidze wchodzi bezpośrednio, bez baraży. Zasady są jasne, a V liga jest bardziej wyrównana niż dolne rejony IV ligi. To była potrzebna zmiana.

 

SportoweBeskidy.pl: W V lidze nie brakuje jednak ciekawych drużyn. Która zrobiła na prezesie największe wrażenie?

K.A.: Z tych, które widziałem, na pewno Orzeł Łękawica. Ten zespół ma duży potencjał, szczególnie w ofensywie. BKS Stal u nas nie zagrał na miarę swoich możliwości, a my zagraliśmy bardzo dobre spotkanie. Ale w Pucharze Polski pokazali się z lepszej strony, choć mieliśmy w tamtym meczu swoje problemy. 

 

SportoweBeskidy.pl: – Jestem w tym klubie wystarczająco długo, bo to już 35 lat, więc zawsze pojawia się w końcu coś w rodzaju zmęczenia materiału. Pora na ludzi młodszych. Działamy dalej do końca obecnego sezonu. Miło byłoby zwieńczyć go sukcesem, jakim przy wchodzącej w życie w naszym województwie reformie, będzie utrzymanie na poziomie IV ligi - mówił prezes w styczniu. Rozumiem, że po spadku prezes nie chciał opuszczać “okrętu”? 

K.A.: W grudniu 2023 roku było walne zgromadzenie i nikt nie zgłosił się na moje miejsce, więc przedłużono moją kadencję do czerwca 2024 roku. W czerwcu historia się powtórzyła i ponownie przedłużono kadencję - tym razem do grudnia 2024. Powiedziałem jednak, że to już ostatnie pół roku. Trzeba było jednak wziąć odpowiedzialność za spadek i odbudować drużynę, a nie uciekać z tonącego okrętu. Pracujemy do grudnia 2024 roku, a co będzie później – zobaczymy. Na pewno chcemy zostawić klub w dobrej sytuacji, zarówno sportowo, organizacyjnie, jak i finansowo.

 

Po 35 latach pracy na rzecz klubu zmęczenie jest nieuniknione – po tylu latach nie da się mieć tej samej motywacji co na początku. Mam 63 lata i na ostatnim walnym zapytałem, czy to moje "dożywocie"? Zawsze mogę doradzać, mam kurs spikera, mogę nawet poprowadzić "spikerkę" za darmo, ale w końcu musi przyjść ktoś z nową energią. Anonimowe, krytyczne komentarze bolą, ale nie mnie – raczej moich bliskich. Zrobiłem dla tego klubu dużo i nie mam nic do ukrycia. Przy odpowiedniej mobilizacji, Czechowice stać na III ligę, ale potrzebny jest ktoś, kto zajmie się pozyskiwaniem sponsorów. Sam jestem za mały, aby dotrzeć do dużych firm. Obecnie również nie jest lekko. Kilku potencjalnych sponsorów udzieliło pomocy powodzianom w naszym regionie. To bardzo szlachetny gest z ich strony, jednak m.in. takie wydarzenia mają również wpływ na naszą płynność finansową. 

 

SportoweBeskidy.pl: Jak więc wygląda prowadzenie klubu w 2024 roku? Jakie są realia futbolu i czym się różnią od tych np. z początku XXI wieku? 

K.A: Nie wiem, jak jest w innych miejscowościach, ale w Czechowicach zawsze było ciężko. Na początku XXI wieku również nie było łatwo, ale wtedy był większy entuzjazm niż teraz.