Oba zespoły mecz zakończyły z identycznym zyskiem bramkowym i punktowym. A nastroje? Te w wyżej notowanej drużynie znad Olzy były jednak mniej radosne... – Punkt na trudnym terenie ma swoją wartość, ale przede wszystkim wypuściliśmy zwycięstwo, którego byliśmy bardzo blisko – komentuje Sławomir Machej, szkoleniowiec przyjezdnych, którzy w sobotę 2-krotnie obejmowali prowadzenie. Zasługa to – a jakżeby inaczej – Ireneusza Jelenia. W 25. minucie uderzył nie do obrony po ziemi, zaś po godzinie „z okładem” celnie główkując wykorzystał stratę w środkowej strefie boiska Igora Handzlika, a nade wszystko precyzyjną „centrę” Macieja Kaczmarczyka.

„Fiodory” nie zamierzały Piasta wypuścić „z maksem”. W 49. minucie wyrównanie po raz pierwszy zapewnił Mateusz Janik, który nie pomylił się „z wapna” w następstwie przewinienia Mateusza Kudrysa na Karolu Kubieńcu. Odpowiedź na 2:2 to już doliczony czas gry i przytomność Kubieńca, który golkipera Piasta przelobował po tym, jak ten nie porozumiał się należycie z Patrykiem Skakujem. – Bez względu na przebieg gry, punkt zdobyty w takich okolicznościach trzeba szanować – ocenia Sebastian Gruszfeld, trener radziechowian.

Co działo się poza przywołanymi już bramkowymi łupami? Na wstępie potyczki Handzlik uderzył w dogodnej sytuacji w boczną siatkę. Połowę zamknąć mógł udanie dla GKS-u Patryk Pawlus, którego zawiódł strzelecki instynkt. Goście w tym fragmencie spróbowali m.in. za sprawą niecelnego strzału Jakuba Malinowskiego. Ważne momenty drugiej części to m.in. poprzeczka po próbie Kaczmarczyka, któremu dogrywał Jeleń, czy pomyłka Adama Molasego zza „16”. Dążenia miejscowych? Przy stanie 2:1 dla Piasta po dośrodkowaniu Karola Rozmusa głową nieznacznie pomylił się Kubieniec. Podobnie już po wyrównaniu w 5. minucie czasu dodanego do regulaminowego wspomniany zawodnik GKS-u z ostrego kąta nie znalazł optymalnego rozwiązania akcji.