Krzysztof Brede objął Podbeskidzie w czerwcu 2018 roku, po tym jak prowadził Chojniczankę Chojnice. W pierwszym sezonie zajął z drużyną Górali 6. miejsce w I lidze. W kolejnym Podbeskidzie pod jego wodzą drugi raz w historii awansowało do ekstraklasy. Górale w tym sezonie jednak rozczarowują na całej linii. Podbeskidzie zajmuje ostatnie miejsce w ekstraklasie, a w 13 meczach drużyna z Bielska-Białej zdobyła zaledwie 9 punktów, tracąc aż 34 bramki, z czego aż dziewięć w dwóch ostatnich meczach: z Lechem Poznań (0:4) i z Piastem Gliwice (0:5). 
 
Decyzja o zwolnieniu Brede zapadła na poniedziałkowym spotkaniu Jarosława Klimaszewskiego, prezydenta Bielska-Białej, z Bogdanem Kłysem, prezesem Podbeskidzia. – W szatni mówiłem, że są dni radosne i smutne. Dziś jest ten smutniejszy - odchodzi trener Brede. To z nim przeżyliśmy wspaniały okres w historii, czyli powtórny awans do ekstraklasy. W imieniu klubu i kibiców, trenerze, bardzo dziękuję – powiedział Kłys podczas pożegnalnej konferencji prasowej. 


"Zluzowanie" z posady Brede zaskoczyło jednak zawodników Podbeskidzia, którzy na poniedziałkowym porannym treningu otrzymali informację, iż Brede... poprowadzi zespół w spotkaniu z Wisłą Płock. – Zadzwonił do mnie mój tata i powiedział, że nie mamy trenera. Ja nie wiedziałem o tej sytuacji, nie oglądałem mediów. Mieliśmy rozmowę z panem prezesem w obecności trenera i zapewniał, że nic się nie wydarzy do piątkowego meczu z Wisłą Płock, a potem informacja o zwolnieniu zaczęła krążyć po Internecie, gdzie zostało to odwrócone w drugą stronę. Dziwna decyzja, bo rano były inne słowa, a po kilku godzinach to się zmieniło – przyznał w rozmowie z Kanałem Sportowym w programie "Weszłopolscy" Kamil Biliński, napastnik Górali. 

Zawodnik podkreśla również, że owa decyzja mogła być podjęta "ponad" prezesem Podbeskidzia. – Być może okazuje się, że decyzja nie jest przez niego konsultowana. Mamy ludzi nad prezesem. Mamy głównych sponsorów, udziałowców. Mamy miasto, które finansuje klub, więc być może osoby wyżej postawione nad prezesem podjęły taką, a nie inną decyzję – ocenia Biliński.