Zespół z Bestwinki w sobotę udał się bowiem do Lędzin na mecz z tamtejszym MKS-em, którego w tym sezonie interesuje tylko jedno - mistrzostwo i awans do IV ligi. Gospodarze, chcąc zrealizować swój cel, nie mogą już pozwolić sobie na stratę punktów. Swoją determinację potwierdzili szybko, wszak już w 9. minucie Dominik Chmielniak zmuszony został do wyciągania piłki z siatki. Do przerwy MKS prowadził 2:0. 

 

- Pierwsza połowa nie była zła w naszym wykonaniu. Mieliśmy swój plan na ten mecz, który w pierwszych 3 kwadransach nawet dobrze realizowaliśmy. Gole straciliśmy po naprawdę prostych, juniorskich błędach. Dopiero po przerwie coś w nas pękło i się posypało. Sami też mieliśmy jednak świetne sytuacje bramkowe - zauważa Wojciech Lisewski, trener drużyny z Bestwinki, mając na uwadze niewykorzystane "patelnie" przez Klaudiusza Willmanna, Maksyma Yedera oraz Bartosza Adamowicza

 

 

Pierwsza połowa w wykonaniu gości to nie tylko 2 stracone gole, ale również poważna kontuzja Willmanna i wymuszona zmiana. - Wolałbym przegrać jeszcze wyżej, byle tylko Klaudiusz nie doznał urazu. Bardzo go żałujemy, bo to dla nas ważne ogniwo - podkreśla Lisewski, którego podopieczni ostatecznie przegrali... 0:8. - Dla mnie Lędziny to główny faworyt do awansu. To świetna, poukładana drużyna. Wywarła na mnie większe wrażenie niż zespół z Wilkowic - zakończył.