Oczy kibiców zwrócone były zwłaszcza w kierunku czechowickiej drużyny, która w sobotę zaliczyła pierwsze w obecnym sezonie potknięcie w niesamowitym meczu w Jaworzu. Ślady wahnięcia w drużynie trenera Marcina Biskupa dało się dostrzec o tyle, że premierowe dwa kwadranse z małym okładem upłynęły pod znakiem bardzo wyrównanej gry. MRKS w 4. minucie mógł otworzyć wynik, strzał Damiana Szczęsnego z okolic 14. metra sparował jednak Roman Nalepa. Z kolei w 26. minucie Mateusz Żyła po błędzie golkipera chybian nie zdołał piłki skierować do pustej bramki. Przyjezdni odgryźli się dwukrotnie. W 29. minucie Dariusz Zygma uderzył z narożnika pola karnego w tzw. krótki słupek, ale czujność zachował Wojciech Rogala. W kolejnej akcji, zapoczątkowanej stratą czechowiczan w środkowej strefie boiska, Błażej Bawoł sprytnie uderzył ze „szpica”, ale znów Rogala swojej drużyny nie zawiódł.

Obraz gry zmieniły dopiero dwie zabójcze szarże lidera w końcowej fazie premierowej części. 39. minutą golem oznaczył wyjątkowo aktywny Krzysztof Chrapek, który otrzymał podanie od Szczęsnego i z kilku metrów nie miał problemów z ulokowaniem futbolówki w „sieci”. O całkowicie udany finisz dla MRKS-u zadbał wreszcie Żyła, mocnym strzałem nie do obrony wieńczący dwójkową wymianę podań Szczęsnego z Chrapkiem.

Przy zaliczce dwubramkowej, a tym bardziej, gdy w 54. minucie Jakub Raszka dołożył kolejne trafienie dla faworyta technicznym strzałem ponad Nalepą, gospodarzom grało się znacznie łatwiej. Ambitnie walczący piłkarze Cukrownika też z tonu spuścili. W ostatnim kwadransie dali się zaskoczyć ponownie. W 78. minucie niemoc MRKS-u z rzutów karnych w tym sezonie przerwał Krystian Patroń, który nie zaprzepaścił wysiłku Chrapka faulowanego przez Krystiana Teklę. W 84. minucie na liście strzelców wylądował także Szczęsny, który po kolejnej tego dnia asyście Chrapka z linii „16” uderzył w sposób plasowany po ziemi blisko wewnętrznej części słupka. Gdy szeregi defensywne MRKS-u były już mocno rozluźnione, w czasie doliczonym Mateusz Stokłosa skorzystał na pomyłce Rafała Żurka, co nie zmieniło finalnego obrazu lidera, który ostatecznie „pod ciśnieniem” wypadł tyleż solidnie, co skutecznie.