– Dobry początek meczu dał nam możliwość kontrolowania jego przebiegu o tyle, że mocno skoncentrowaliśmy się na defensywie, nie zapominając jednocześnie o wyprowadzaniu kontr, gdy tylko sposobność ku temu się nadarzała – mówi Tomasz Fijak, szkoleniowiec Koszarawy, która w Puńcowie zdołała odpowiedzieć rywalowi na jego zwycięstwo przed kilkoma tygodniami.

Lider rozgrywek wygrał w bliźniaczym, skromnym rozmiarze, zachowując lokatę na samym szczycie tabeli. Jedyny gol był dziełem Filipa Bąka, który nie zaprzepaścił prostopadłego podania Tomasza Janika. Jako, że stało się to już w 5. minucie gry, to Koszarawa istotnie mogła w przeciwieństwie do gospodarzy lepiej realizować swój plan.
 



Fakt, że Tempo na Jakuba Gałuszkę sposobu nie znalazło nie oznacza, iż miejscowi nie czynili takowych starań. Najlepsze okazje przed przerwą, by wyrównać mieli Zbynek Palacek oraz Tomasz Olszar. Czech był bliski „wkręcenia” futbolówki bezpośrednio z kornera, a jego kolega z drużyny groźnie uderzał po wycofaniu spod linii końcowej. Ciekawie było także po zmianie stron. Gospodarzom się we znaki dawał aktywny na skrzydle Bąk, który raz stanął „oko w oko” z golkiperem Tempa po podaniu Jakuba Urbasia, by starcie wspomniane przegrać. Koszarawa zadanie łatwiejsze miała, gdy po akcji ratunkowej w 75. minucie „cegłę” obejrzał grający trener puńcowian Michał Pszczółka. – Troszkę nas „odcinało”, a ta czerwona kartka dodała wiary i pewności, gdy przeciwnik dążył do strzelenia bramki – nadmienia Fijak.

Piłkarze Tempa żałować mogli, że swoich szans w końcówce – te wszak się pojawiły – nie zamienili na zysk strzelecki. Próby Tomasza StasiakaMichała Tobiasza lądowały na bocznej siatce „świątyni” żywieckiej drużyny. Drugi z wymienionych już w czasie doliczonym szarżował w polu karnym Koszarawy, lecz w kontrowersyjnych okolicznościach rozjemca zawodów nie wskazał na „wapno”. – Potrafiliśmy momentami zamknąć rywala w pobliżu jego bramki, ale czegoś brakowało, by zdobyć gola, na którego w mojej ocenie zasłużyliśmy – podkreśla Pszczółka.