Od razu na wstępie zaznaczyć należy, że kibice, którzy zdecydowali się obejrzeć mecz w Rajczy nieszczególnie mieli się czym zachwycać. I w tej materii zgodni byli przedstawiciele obu rywalizujących stron. – Nie stworzyliśmy dobrego widowiska, ale też stan boiska nie pozwalał na płynną wymianę kilkunastu podań. Dominowała walka, najczęściej w powietrzu – tak do potyczki odwołuje się Tomasz Wuwer, szkoleniowiec WSS Wisła. – Strasznie się męczyliśmy – wtóruje trener rajczan Sebastian Gierat.

Przebieg starcia w Rajczy – co jasne zwieńczonego mało atrakcyjnym wynikiem 0:0 – należałoby wobec powyższego przemilczeć. Odnotujmy z kronikarskiego obowiązku sytuacje, które mogły przynieść powodzenie. Goście z Wisły w premierowej odsłonie zaliczki nie zdobyli, bo w dogodnych sytuacjach strzeleckich niecelnie uderzali Dawid MazurekSzymon Płoszaj. W drugich 45. minutach Alan Cieślar huknął pod poprzeczkę, ale Andrzej Nowakowski stał na posterunku. Z kolei w 85. minucie aluminium „zastopowało” Płoszaja. Klasyczną meczową piłkę zaprzepaścili wreszcie w 90. minucie zawodnicy Soły. Z najbliższej odległości żaden z piłkarzy miejscowych nie poradził sobie z misją wpakowania futbolówki „do sieci”, w czym istotny udział miało... nierówne boisko.
 



Obie ekipy muszą zatem na ponowne zwycięstwo ligowe poczekać. Długie wyczekiwanie dziwi zwłaszcza w przypadku Soła, która przecież na otwarcie sezonu rozbiła u siebie Beskid Skoczów. Nieco klarowniej impas kształtuje się, gdy odnotujemy poważne ubytki gospodarzy w konfrontacji z WSS. Trener Gierat nie miał do swojej dyspozycji graczy „z podstawy”, m.in. MikołajaTomasza Franusików, Jarosława Grygnego, Piotra Paciorka czy Filipa Balcarka. – Jak nie idzie, to nie idzie. Szkoda, bo w obecnej kadrowej sytuacji nie możemy pokazać pełni możliwości naszej drużyny – kwituje szkoleniowiec Soły.