Gospodarzom wystarczyło raptem 30. sekund gry, by przeprowadzić akcję zakończoną golem. Landeczanie założyli skuteczny pressing, Kamil Sikora dograł do Wojciecha Pisarka, który zadbał o wymarzony start dla swojej drużyny. Kto wie, jak losy spotkania ostatecznie potoczyłyby się, gdyby IV-ligowiec z Landeka spożytkował również inne okazje z premierowej odsłony. W sytuacji sam na sam finalizacją nie wykazał się Pisarek, a z bliska w sobie wiadomy sposób piłki do siatki nie skierował Miłosz Misala, któremu wzdłuż bramki podawał Mateusz Skrobol. Rywal? Strzału w tym fragmencie nie oddał, ale oczywistym było, że równie bezproduktywni tyszanie nie będą po złapaniu oddechu w przerwie...

Istotnie obraz gry po zmianie stron był inny. – Goście wykazywali się większą inicjatywą, przeważali i wreszcie też przeprowadzili bardzo dobrą akcję indywidualną, na którą nie znaleźliśmy recepty – opowiada Mateusz Wrana, szkoleniowiec Spójni, która od 64. minuty musiała ponownie starać się o uzyskanie przewagi nad konkurentem.

By zakończyć rywalizację z pełną pulą „oczek” na koncie gospodarze zrobili przy stanie remisowym co w ich mocy. Po stałym fragmencie w bramkarza rezerw GKS-u uderzył Maciej Mizia, Kamil Hutyra pomylił się o centymetry stemplując poprzeczkę, zaś w 90. minucie klasyczną „meczówkę” zaprzepaścił Bartosz Rutkowski, który nie był w stanie skorzystać z futbolówki otrzymanej na 5. metrze. Stąd niedosyt w szeregach Spójni, choć by zachować ocenę sprawiedliwą, również przyjezdni swoje szanse mieli, a raz słupek uchronił Kacpra Danę przed sięganiem do siatki. – Sytuacji mieliśmy nieco więcej z przebiegu całego meczu i w pełni zadowoleni być nie możemy. Z drugiej strony to kolejny występ, w którym skutecznie neutralizowaliśmy poczynania naszego rywala – zauważa Wrana.