SportoweBeskidy.pl: Decyzja zarządu była dla pana zaskoczeniem czy bardziej rozczarowaniem?
Marcin Biskup:
Ciężko powiedzieć. Jakoś z trudem mi przychodzi tę decyzję zrozumieć, choć oczywiście przyjmuję ją. Wydaje mi się, że przechodzę do historii, bo chyba nie zdarzyło się, aby zwolniony został trener, którego zespół wygrał 15 meczów, 3 zremisował, a tylko raz przegrał. Ale cóż, taka jest piłka. Dorobek ogólny jest bardzo dobry, ale ostatnie wyniki nas wszystkich rozczarowały.

SportoweBeskidy.pl: A co takiego się stało, że MRKS przestał funkcjonować tak, jak wcześniej?
M.B.:
Mieliśmy od dłuższego czasu mnóstwo problemów z kontuzjami. Damian Szczęsny, Rafał Adamczyk, Krzysztof Chrapek to kluczowi zawodnicy, a nie przepracowali oni w pełni okresu zimowego. Spodziewaliśmy się, że może nam zabraknąć czegoś w ofensywie i tak też się stało. Powinniśmy natomiast wygrać te ostatnie mecze, zabrakło szczęścia i skuteczności. Każdy kto był na tych meczach widział, że wyraźnie przeważaliśmy. Moim zdaniem celu drużyna absolutnie nie zatraciła. Czuję się trochę tak, jakby wspinając się na szczyt trzeba było nagle zawrócić. Wewnętrznie wierzyłem we współpracę do końca sezonu i zwieńczenie jej sukcesem. Żałuję najbardziej tego, że tę drogę przerwano.

SportoweBeskidy.pl: Z naszych informacji wynika, że to nie rezultaty sportowe zdecydowały o zwolnieniu, a brak wpływu na zespół...
M.B.:
Zawsze w mojej pracy kierowałem się tym, aby aspekt sportowy budować w znacznej mierze w oparciu o dobre relacje z zawodnikami i mając na względzie atmosferę w zespole.

SportoweBeskidy.pl: A może właśnie zbyt dobre?
M.B.:
Pracowałem w kilku klubach na przestrzeni lat i te relacje były odpowiednio wyważone. Także w Czechowicach. Zawodnicy doskonale wiedzieli na co mogli sobie pozwolić. Absolutnie nie zgadzam się z krążącymi opiniami, że straciłem kontrolę nad tym, co się działo w drużynie.


SportoweBeskidy.pl: Czy już podczas nieudanych przygotowań nie zapaliła się gdzieś „czerwona lampka”, że coś jest w nie w porządku?
M.B.:
Wykonywaliśmy ciężką pracę podczas przygotowań i to było najważniejsze. Celowo dobraliśmy sobie rywali z poziomu zbliżonego do IV ligi, aby iść krok do przodu i zobaczyć w jakim miejscu jesteśmy. Wyniki faktycznie nie napawały optymizmem, ale dotknęły nas problemy zdrowotne, które ciągną się do teraz. Mogliśmy grać z drużynami z „okręgówki” i A-klasy, wygrywać i wmawiać sobie, że jesteśmy najlepsi. Mecz z Pasjonatem pokazał, że zespół został odpowiednio przygotowany. Kolejne nie były może fantastyczne w naszym wykonaniu, ale na to złożyło się kilka czynników.

SportoweBeskidy.pl: A może dzisiejszy MRKS to zespół zbyt wielu gwiazd, jak na ten poziom rozgrywkowy, a jednak bez skonsolidowanej drużyny?
M.B.:
Słyszałem już, że pojawiają się takie dywagacje, że to najbardziej doświadczeni piłkarze zwolnili w tym przypadku trenera. Nie ma takiej możliwości. Damian Szczęsny i Krzysztof Chrapek to profesjonaliści, którzy wcale nie traktują gry w Czechowicach, jak piłkarskiej emerytury. Wylewali pot, dawali z siebie wszystko, a sporo pozostałych zawodników przy nich zrobiło postęp. W spotkaniu w Wilkowicach Krzysiek na własną prośbę z blokadą wszedł na boisko, bo tak bardzo chciał drużynie pomóc. To więc całkowicie bezpodstawne teorie. Tworzyliśmy fajny team, którego nie byłoby też bez Mateusza Żyły, wykonującego tu świetną robotę w roli kapitana.

SportoweBeskidy.pl: MRKS awansuje do IV ligi?
M.B.:
W sporcie nic nie można powiedzieć na pewno, ale drużyna tak dojrzała i chce tego sukcesu, że nawet bez trenera do końca sezonu sami w sobie piłkarze wyzwolą cechy, które pozwolą na awans. Bardzo im tego życzę. Ten wspólny czas był to duże zaangażowanie z mojej strony, ale i sam zespół zadbał o współpracę na świetnym poziomie. Podziękować chciałbym kibicom, bo przychodzi ich na mecze w Czechowicach coraz więcej. Graliśmy widowiskowo, staraliśmy się, aby byli zadowoleni i wiem, że wielu docenia to, co zrobiliśmy w ostatnich latach.