SportoweBeskidy.pl: Stało się. KS Bestwinka nie złożyła broni po spadku z A-klasy… 

Marcin Sztorc: Zaraz po ostatnim mecz w A-klasie powiedzieliśmy sobie, że szkoda byłoby trwonić dobrą końcówkę poprzedniego sezonu w naszym wykonaniu. Usiedliśmy z zawodnikami, każdy się zadeklarował, że chce zostać i będzie trenować, aby KS Bestwinka szybko wróciła na ten szczebel rozgrywkowy. Od początku naszym celem w B-klasie był awans i mocno się tego trzymamy. 

 

SportoweBeskidy.pl: "Trzeba wziąć odpowiedzialność za to co się stało. Jesteśmy rozczarowani spadkiem, ale postawa drużyny w ostatnich kolejkach napawała optymizmem. Zabrakło nam dobrej frekwencji na treningach w środku rundy wiosennej, gdzie notowaliśmy niechlubną serię meczów bez wygranej" - mówiłeś na naszych łamach w lipcu. Rozumiem, że nie żałujesz decyzji o pozostaniu w Bestwince?

M.Sz.: Absolutnie nie! Ta końcówka poprzedniego sezonu pokazała nam, że potrafimy grać w piłkę, tylko potrzebujemy dobrej frekwencji, aby osiągać satysfakcjonujące wyniki. Zawodnicy dotrzymali słowa i naprawdę jestem bardzo zadowolony z tego, ilu zawodników na co dzień uczestniczy w zajęciach. Frekwencji mogłyby nam z pewnością pozazdrościć kluby z wyższych lig, bo wiem co się dzieje w drużynach z "okręgówki". 

 

SportoweBeskidy.pl: Jak ma się atmosfera po rundzie jesiennej w Bestwince? Na boisku zanotowaliście komplet zwycięstw, ale walkower z rezerwami Zapory sprawia, że utraciliście de facto tytuł mistrza jesieni...

M.Sz.: Wychodzimy z założenia, że kierownik jest częścią naszej drużyny. Błąd może popełnić bramkarz przy straconej bramce, napastnik może nie trafić "setki" i tak samo kierownik może się pomylić. Bierzemy to jednak na klatę i wierzę, że finalnie ten walkower nie wpłynie na kwestię mistrzostwa. 

 

SportoweBeskidy.pl: Czym Ciebie zaskoczyły rozgrywki B-klasy? 

M.Sz.: Ostatni raz do czynienia z tymi rozgrywkami miałem 15 lat temu, gdy startowały rezerwy MRKS-u. Byłem wówczas grającym trenerem. Nie chcę wyjść na kogoś, kto szydzi z tego szczebla rozgrywkowego, ale widać, że jest część drużyn, która odbiega poziomem. Traktuje tę ligę typowo jako spotkanie na mecz i nic więcej. To widać po dolnej części tabeli. Górna część natomiast ma swoje aspiracje i będzie walczyć o awans w barażach, do których dojdzie pod koniec wiosny. 

 

Największą bolączką grania w B-klasie jest jednak liczba meczów do rozegrania... 9 meczów to dwa miesiące i po rundzie. Skończyliśmy granie w październiku, zaczniemy pewnie w połowie kwietnia, czyli będzie pięć miesięcy bez meczu o punkty. To najbardziej boli zawodników. Może kiedyś ktoś pochyli się nad pomysłem, żeby połączyć B-klasę w podokręgach. Gdyby połączyć np. bielska i skoczowską B-klasę tych meczów byłoby więcej. Regulamin zawsze można byłoby skonstruować tak, że po dwie najlepsze drużyny z danego podokręgu wywalczą awans.

 

SportoweBeskidy.pl: Panuje stereotyp, że “Serie B” to rozgrywki bardzo fizyczne, na dość kiepskich boiskach . Zgodzisz się z takimi opiniami? 

M.Sz.: Raczej nie mam co narzekać na boiska. Jedynie murawa w Buczkowicach nie jest w idealnym stanie, ale ten problem był już w A-klasie. Czy są to rozgrywki fizyczne? Czytałem ostatnio wywiad z sędzią Wojciechem Szczurkiem i muszę mu przyznać rację. Zawodnicy za dużo pozwalają sobie w kierunku arbitrów. Jest to spowodowane tym, że na B-klasę przyjeżdżają mniej doświadczeni sędziowie i nie zawsze potrafią sobie "ułożyć" zawodników. 

 

SportoweBeskidy.pl: Macie jednak solidnego rywala do walki o mistrzostwo. Wilamowiczanka w tym sezonie również ambitnie dotrzymuje Wam kroku…

M.Sz.: Może być tak, że kwestia mistrzostwa ważyć się będzie do ostatniej kolejki. Wilamowiczanka nie za bardzo ma z kim stracić punktów, więc duże znaczenie będzie miał nasz drugi bezpośredni pojedynek. Widać, że trener Kłusek stworzył fajny kolektyw. Wilamowiczanka strzela dużo goli i to robi wrażenie. 

 

SportoweBeskidy.pl: Wasz pierwszy bezpośredni mecz również odbił się szerokim echem... Zwyciężyliście 3:1, ale dużo mówiło się po meczu - znów - o sędziowaniu. 

M.Sz.: Trener Kłusek i kibice Wilamowiczanki mieli pretensje, że wyrzucony z boiska został ich bramkarz, co było kluczowym momentem tego spotkania. Nie ukrywam, że śmieszy mnie, że kibice, którzy stali 60 metrów dalej potrafili ocenić sytuację, a ja stojąc obok miałem ciężko stwierdzić czy bramkarz trafił naszego zawodnika, czy nie. Na zdjęciach widać jednak ewidentnie, że ten kontakt był i arbiter podjął dobrą decyzję. 

 

SportoweBeskidy.pl: Co było Waszą największą siłą w tej rundzie? 

M.Sz.: Tu musimy wrócić do początku wywiadu. Naszą siłą była treningowa frekwencja oraz fakt, że zawodnicy realizują założenia. Stanowimy kolektyw, gdyż każdy zawodnik dostawał szansę w trakcie tej rundy. Zmiennicy dostawali "kopa", żeby poczuli się potrzebni tej drużynie. Po zakończonej rundzie nie było jednak euforii. Mamy z czego wyciągać lekcję, mimo że na boisku nie przegraliśmy. 

 

SportoweBeskidy.pl: Jakie plany na zimę? Planujecie transferową ofensywę? 

M.Sz.: Podobnie jak po zakończonym sezonie stawiamy na stabilizację. Nie mam sygnałów, że ktoś będzie szukać innego klubu, co mnie cieszy. Jeśli ktoś będzie chciał spróbować sił w naszej drużynie to również jesteśmy otwarci, ale nic nie będziemy robić na siłę.