SportoweBeskidy.pl: Trudnie nie zadać innego pytania - oglądałeś pierwszy mecz Podbeskidzia w nowym sezonie?
Marek Sokołowski:
Nie miałem możliwości meczu oglądać na stadionie, gdyż wracałem z obozu z dziećmi, ale oglądałem na smartfonie. Powiem tak, jeżeli nie udokumentuje się swojej sporej przewagi w pierwszej połowie to najczęściej w finalnym rozrachunku przegrywa się takie mecze. Premierowa odsłona była bardzo dobra w wykonaniu Podbeskidzia, zabrakło postawienia kropki nad i. Arka była bardziej doświadczonym zespołem i wykorzystała to w drugiej części meczu. Zespół Podbeskidzia z kolei dopiero się tworzy. 

 

SportoweBeskidy.pl: Z pewnością także śledziłeś ruchy transferowe Górali. Jak oceniasz powrót do Bielska Tomasza Jodłowca? 

M.S.: Uważam, że jest to bardzo dobry ruch. Znam go dobrze. Ja też przechodziłem do Podbeskidzia, jak byłem już wiekowym zawodnikiem. Sportowo i marketingowo ten ruch się broni. Tomek wywodzi się z Żywiecczyzny, więc pewnie przybędzie trochę kibiców z tego regionu. Potrzebuje jednak trochę czasów, bo ciężko jest wrócić do optymalnej formy po takiej przerwie. Ale tak, to mega dobry ruch, który wpisuje się w filozofię budowania zespołu na zawodników stąd. 

 

SportoweBeskidy.pl: Pozytywne recenzje zebrał po pierwszym meczu debiutant, 19-letni Bartosz Bernard.

M.S.: Zaskoczył mnie ten chłopak. Bardzo dobrze wyglądał w meczu z Arką i to jest fajne. Trzeba umiejętnie korzystać z takich zawodników. Jeśli jednak chodzi o wychowanków, póki nie ma bazy treningowej nie ma co liczyć, że będzie ich "na pęczki" i będą mieć jakiś wpływ na oblicze zespołu. 

 


SportoweBeskidy.pl: A co sądzisz o pozostałych ruchach kadrowych? 

M.S.: Ucieszył mnie powrót Daniela Mikołajewskiego. To chłopak stąd, ma jeszcze trochę pracy nad sobą, ale to jest dobry zawodnik. Miałem okazję z nim jeszcze grać i wiem na co go stać. Co do pozostałych ruchów transferowych, ciężko mi się odnieść - zrobiła się w Podbeskidziu taka "Wieża Babel"... 

 

SportoweBeskidy.pl: Uważasz, że w Podbeskidziu jest za dużo obcokrajowców? 

M.S.: Tak, jak na warunki I ligi obcokrajowców w Podbeskidziu jest za dużo. Szczerze mówiąc to jest słabe, gdyż tworzy bariery językowe, a kiedy takowe występują, ciężko o stworzenie kolektywu. Kiedy wygrywa się mecze, to jeszcze to idzie. Gorzej kiedy pojawia się "dołek". Wtedy nadchodzi kryzys i nie ma zespołów. Owszem, kiedyś też było sporo obcokrajowców, ale łatwiej było się porozumieć ze Słowakami czy Czechami. Tak nie powinno być, skoro klub utożsamia się z regionem. 


SportoweBeskidy.pl: Włodarze klubu postanowili powierzyć rolę trenera nadal Mirosławowi Smyle. Myślisz, że z tym szkoleniowcem bielszczanie sięgną po sukces?

M.S.: Pytanie, co jest sukcesem? Trener zapewne ma jakiś ustalony cel i jeśli jest to awans do ekstraklasy, to zobaczymy. Ciężko mi teraz coś więcej powiedzieć.

 

SportoweBeskidy.pl: Czy brak wejścia do barażów w poprzednim sezonie był dla Ciebie rozczarowaniem? 

M.S.: Patrząc przez pryzmat drugiej rundy to nie. Uważam jednak, że zwolnienie trenerów było słabe w momencie, gdy jeszcze była szansa, aby spełnili cel, jakim było wejście do barażów. Trzeba było zostawić ich do końca i potem rozliczać. Nie udało się jednak wytrzymać presji, tak się zdarza. 

 

SportoweBeskidy.pl: W ostatnich miesiącach przewijał się temat powrotu do klubu Wojciech Boreckiego, lecz finalnie zakończył się one fiaskiem. Dla Podbeskidzia to dobrze?

M.S.: Wojciech Borecki jako prezes ma pojęcie o piłce. Był zawodnikiem, trenerem. Skoro była taka możliwość, można było w jakiś sposób wykorzystać jego osobę. Niekoniecznie jako prezes klubu, ale znaleźć jakieś inne miejsce, jak to zrobił Rekord. 

 

SportoweBeskidy.pl: Jak Ty wspominasz funkcjonowanie klubu za rządów Boreckiego? 

M.S.: Był moim trenerem, prezesem... Borecki zna klimat szatni, czuję grę, a większość prezesów tego nie ma. Zna się na piłce i kiedy byliśmy w trudnej sytuacji po awansie do ekstraklasy wypłacił nam wszystkie zaległości. Za jego rządów bardziej oszczędnie, ale to co było obiecane, to się spełniało. Na minus pewnie można zaliczyć to jak żył z mediami czy ze sponsorami.

 

SportoweBeskidy.pl: Nie tęsknisz trochę za Podbeskidziem? 

M.S.: Piłka nożna jest dla mnie nadal cały życiem, a Podbeskidzie to mój dom. Tak, tęsknie za tym klubem, ale staram się realizować w innych dziedzinach. Nie ukrywam, dostaje dużo telefonów z całej Polski, co słychać w Podbeskidziu, albo po jakąś opinię na temat zawodnika i wtedy robi się trochę niezręcznie. Ja jednak nie jestem osobą, która się narzuca. Jestem pomijamy, a czemu - nie wiem. 

 

Bardzo fajnie, że Kołek jest asystentem trenera, Rysiu Zajac pracuje z bramkarzami. Sławek Cienciała od lat jest związany z pionem sportowym. Pozostaje tylko temu przyklasnąć. Ale jest też kilku innych zawodników z tzw. starej gwardii, które powinny być w jakiś sposób wyróżnione. Już nie chodzi stricte o mnie, ale ogólnie, aby zbudować tożsamość tego klubu. Pokazywać tych zawodników młodzieży z BBTS-u, jako wzór. Tego mi brakuje w Podbeskidziu. 


SportoweBeskidy.pl: To na koniec – awans w tym sezonie jest możliwy?

M.S.: Jeszcze jest za wcześnie na taką ocenę. W zespole jest na pewno potencjał, ale potrzeba jeszcze wzmocnień zimą.