SportoweBeskidy.pl: Ostatni mecz sezonu, zakończony efektownym zwycięstwem 5:2, był chyba takim, jakiego trener oczekiwał jednak nieco wcześniej podczas ekstraligowej wiosny.

Mateusz Żebrowski:
Na pewno ten mecz pokazał potencjał drzemiący w zespole, aby jednak z powodzeniem rywalizować na poziomie Ekstraligi. Było to jedno z nielicznych spotkań, w którym w dużej części zdominowaliśmy grę, w następstwie czego kreowaliśmy sobie sporo sytuacji bramkowych. Ale to też dobry prognostyk w kontekście dalszych losów drużyny.

SportoweBeskidy.pl: I pewnie tym bardziej żal wcześniejszych meczów, w których Rekord gubił punkty...

M.Ż.:
Jeśli spojrzymy w tabelę, to widać, że odczuwany niedosyt jest zrozumiały. Gdybyśmy dodali punkty, które straciliśmy w meczu z Olimpią Szczecin, gdzie prowadziliśmy do 95. minuty, czy w zremisowanym bezbramkowo z zespołem z Bydgoszczy przy wielu wypracowanych okazjach, to cieszylibyśmy się dziś z utrzymania w Ekstralidze. Tak się jednak nie stało i w zasadzie „gdybanie” nic tu nie daje. Najważniejsze to wyciągnąć właściwe wnioski.

SportoweBeskidy.pl: Celem było utrzymanie, a zatem zrealizowany on nie został. Ale pewnie pozytyw w tej całej sytuacji degradacji również można dostrzec?

M.Ż.:
Z mojej perspektywy rzeczywiście cel nie został zrealizowany. Gdy przejmowałem zimą zespół wierzyłem w to, że się jednak utrzymamy, choć miałem świadomość, jak trudna to misja. Patrząc z perspektywy całości zabrakło nam trochę czasu na lepsze przygotowanie do rundy wiosennej. Cieszę się jednocześnie z tego, że udało się nam poprawić grę, a po wynikach to widać. Poza meczem w Łodzi i domowym z Górnikiem Łęczna, w których czynnik zmęczenia dał o sobie znać, rywalizowaliśmy z przeciwniczkami równorzędnie. Z 11 meczów ligowych wygraliśmy 2, w innych 3 remisowaliśmy. Szkoda, że to nie na tyle duży progres, aby pozostać w Ekstralidze. Dodam, że mieliśmy także udaną przygodę z Pucharem Polski. Etap półfinału był w naszym zasięgu, bo mecz ze Śląskiem Wrocław wcale naszą porażką skończyć się nie musiał.
 



SportoweBeskidy.pl: Przyszłość zespołu i jej dotychczasowego trenera?

M.Ż.:
Jeśli chodzi o mnie, to zostaję w Rekordzie. Jestem po rozmowach z włodarzami i wyznaczamy sobie jasny cel, aby szybko wrócić do elity. Tam jest miejsce takiego klubu, jak Rekord. Mamy sporą grupę utalentowanych zawodniczek, również kadrowiczek w reprezentacjach młodzieżowych i mam nadzieję, że w połączeniu z kilkoma doświadczonymi piłkarkami przyniesie to sezon, w którym uzyskamy awans. Część zawodniczek podpisała już kontrakty na nowy sezon. Pracujemy też nad kilkoma transferami, więc liczę na stworzenie mocnego zespołu.

SportoweBeskidy.pl: Jakie są zatem plany „rekordzistek” i nad czym będziecie pracować najbardziej?

M.Ż.:
Indywidualnie dziewczyny zaczynają pracę 1 lipca, jako drużyna spotkamy się najprawdopodobniej 11 lipca. Zakładając, że liga wystartuje w połowie sierpnia będziemy mieli ponad miesiąc, aby się przygotować. Jest kilka kwestii, które wymagają poprawy. Tak „na gorąco” po rozgrywkach rzuca się w oczy mała ilość zdobywanych goli, bo dopiero w ostatnim meczu strzeliliśmy ich nieco więcej. Były jednak takie spotkania, w których mieliśmy wyborne okazje, ale wykończenia akcji brakowało. Skuteczność to bodaj najważniejszy aspekt, który spowodował nasz spadek.

SportoweBeskidy.pl: Różnica między zespołami z dolnych rejonów tabeli Ekstraligi, w tym i Rekordem, a czołówką chyba jednak się zmniejsza?

M.Ż.:
Wiadomo, że różnica jest pod względem finansowym, co pozwala tym mocniejszym klubom kontraktować kadrowiczki. I są to indywidualności, które mogą przechylać szalę meczów. Moim zdaniem przepaści nie ma, a organizacja gry większości zespołów jest na coraz wyższym poziomie. Dla rozwoju kobiecej piłki to dobrze, bo mniej jest takich spotkań, w których nie nawiązuje się walki z rywalkami.