Widzowie spotkania w premierowej odsłonie na nudę narzekać nie mogli. Pierwszy ofensywną próbę zainicjował BKS. Mateusz Małaczek uderzył jednak nad bramką. W 6. minucie o trafienie pokusić się mógł z kolei Marcin Jaworzyn, lecz najlepszy strzelec Beskidu nieczysto trafił piłkę głową. Chwilę później gospodarze ponownie znaleźli się w opałach. Adrian Szwarc wyszedł na czystą pozycję, aczkolwiek doświadczonemu zawodnikowi zabrakło minimalnie wyrachowania pod bramką przeciwnika. W kolejnych fragmentach meczu mniej już było sytuacji strzeleckich. W 19. minucie Mieczysław Sikora oddał "kąśliwy" strzał – obok "świątyni" Jana Syca. Potem przewaga optyczna należała do Stali, lecz nie miało to przełożenia na ewentualne zagrożenie pod bramką gospodarzy. Ostatecznie goli nie ujrzeliśmy w pierwszych trzech kwadransach.
 
Spotkanie jeszcze bardziej nabrało rumieńców po przerwie, i co najważniejsze – kibice doczekali się bramek. W 48. minucie na prowadzenie BKS wyprowadził Jakub Krawczyk. Stoper umieścił piłkę w siatce po dograniu z rzutu rożnego przez Tomasza Galę. Odpowiedź skoczowian była jednak niemal natychmiastowa. Sikora z bliskiej odległości pokonał Syca. Ten "cios" nie podciął skrzydeł bialskiej Stali. W 55. minucie Gala mocno uderzył z rzutu wolnego, lecz świetnie interweniował Roman Nalepa. W 81. minucie w polu karnym ręką zagrał Jan Huczek i arbiter bezdyskusyjnie odgwizdał "11". Do piłki podszedł Krzysztof Surawski, lecz jego intencje fenomenalnie wyczuł Syc. Gospodarze dopięli swego jednak chwilę później za sprawą gola Szymona Bezega. Na ogromne brawa zasługują z pewnością obie ekipy. Beskid i BKS stworzyli dziś spektakl na co najmniej IV ligę.