Jeśli liczycie, że zaczniemy teraz orkę z menadżerami – jesteście w błędzie. Głaskać jednak też się nie będziemy. Co tu dużo ukrywać, dobry agent to połowa (a może i więcej) sukcesu. Tu nasuwa się przykład choćby Kacpra Kostorza, który został kupiony przez warszawską Legię. Za jego transferem stoi agencja menadżerska Fabryka Futbolu, która w swojej "stajni" posiada takich zawodników jak: Krzysztof Piątek, Karol Linetty, Jan Bednarek czy Bartosz Bereszyński. Słowem, specjaliści w swoim fachu, którzy są nakierowani przede wszystkim na dobro swoich podopiecznych. Należy się więc cieszyć, że wychowanek BBTS-u trafił pod ich skrzydła. Ktoś powie, załatwili Kostorzowi Legie – no przecież na tym polega ich praca. 

"Kasa, misiu, kasa" – to temat, przez który jednak środowisko menadżerskie jest często nieprzychylnie postrzegane. – Są gnidy, które od chłopaków z trzeciej czy czwartej ligi pobierają po 250 złotych miesięcznie za sam fakt, że są ich agentami. Taki pseudo-agent znajdzie sobie dziesięciu czy dwudziestu młodych jeleni – i ma normalną pensję za nic. Jak się ktoś zgłosi po takiego chłopaka, to agent mówi, że to dzięki niemu. A jeśli nikt się nie zgłosi – znajdują sobie następnych jeleni w kolejnych rocznikach. Co więcej, młodzi ludzie często podpisują takie umowy bezterminowo, czyli płacą dopóki agent czegoś nie załatwi – powiedział niegdyś Marcin Matuszewski z I-N-I Music & Sports Agency. 

Patrząc na drugą stronę medalu należy wspomnieć o przepychance prawnej pomiędzy Adamem Mandziarą a Wisłą Kraków, która urosła do rozmiarów telenoweli. Jego firma AdvanceSport GmbH domagała się od Wisły ok. 723 tys. euro. Biznesmen pośredniczył w wielu transferach do, i z klubu. W 2014 roku szwajcarski sąd zdecydował, że Wisła musi zapłacić te pieniądze z racji zaległych faktur. Część z tych pieniędzy, które zostały o ostatnim czasie wypłacone, wcześniej były zamrożone przez UEFA z tytułu gry zespołu w Lidze Europy. Klub z Krakowa nie chciał zgodzić się z tym wyrokiem i z kolei w 2016 roku w Sądzie Apelacyjnym w Krakowie dopiął swego. Wypłatę dla Mandziary wstrzymano, ale teraz, po trzech latach UEFA zdaje się ostatecznie uznała roszczenia biznesmena. Skoro pośredniczył w transakcjach i przyniósł do Wisły dużą gotówkę, to i  jemu należy się jakaś część.

Trenerzy, szczególnie w niższych ligach oraz grupach młodzieżowych często jednak narzekają na menadżerów, że robią wodę z mózgu młodych piłkarzy. Zazwyczaj jest to prawda. Nie brakuje na boiskach, choćby naszej "okręgówki", zawodników, którzy tak naprawdę biegają po nich obrażeni, jakoby za karę, bo menadżer nie był w stanie załatwić czegoś lepszego. A może baranie nie nadajesz się do tego, albo za mało dajesz z siebie na treningach?!  Mnie jednak często irytuje coś innego.

Nie będę rzucać nazwiskami jednak jest to rzeczywista sytuacja, a nie tylko wymyślona na potrzeby tekstu. Mieliśmy swego czasu w Beskidach istną młodzieżową perełkę. Strzelał bramkę za bramką. Wówczas cały czas odbierał telefony od menadżerów, którzy chcieli wziąć go pod swoje skrzydła. Jego kariera nabierała tempa, co zaowocowało powołaniem do młodzieżowej reprezentacji Polski. Pech chciał, że zaznał poważnej kontuzji, która wykluczyła go na kilka miesięcy. A później ... nie było nikogo, nie było menadżerów i ich telefonów, nie było osób chcących mu pomóc. 

Jak wszędzie trafiają się więc zwykli karierowicze, chcący tylko nachapać się przy talencie młodych graczy. W tej branży często jednak brakuje takiej ludzkiej empatii, tudzież przyzwoitości. Kto wie, może wcześniej wymieniony zawodnik, gdyby otrzymał wsparcie, przede wszystkim mentalne, grałby wyżej aniżeli w ..., a nie zdradzę gdzie. Toteż może być rada dla menedżerów, aby myśleli długofalowo, perspektywicznie. Nie znam się za bardzo, ale to chyba podstawa udanego biznesu. A zawodnicy ... zawodnicy niech skupią się na grze w piłce, wszak z pustego nawet i Salomon nie naleje.